sobota, 28 lutego 2015

6 urodziny Nikusia:-)


Nie mogę uwierzyć, że to już 6 lat minęło, od chwili narodzin Nikusia.




Do środy nie miałam pomysłu na tort, ani na organizację przyjęcia urodzinowego. Prezent urodzinowy, w postaci tipi natchnął do przygotowania indiańskiej imprezy:)





Goście dopisali, tort smakował, impreza się udała i przede wszystkim Jubilat bardzo, bardzo zadowolony.













Gościom dziękujemy za przybycie, wspaniałą zabawę i przepiękne prezenty, a wszystkim za przemiłe życzenia urodzinowe, kartki, maile i sms-y:)
Pozdrawiamy serdecznie i życzymi miłej niedzieli!


piątek, 27 lutego 2015

Urodzinowe przygotowania

W ostatnie dni nasze życie nabrało tempa, w związku z przygotowaniami do urodzin Nikusia. Gdy pytałyście mnie o tort, to jeszcze do środy nie miałam pomysłu. Jeden z prezentów dla Nikusia zainspirował mnie i tak o to będziemy mieli jutro indiańskie przyjęcie urodzinowe:)
Przez to nasze chorowanie i długie nie widzenie się z nikim, goście zostali zaproszeni dwa tygodnie wcześniej telefonicznie, ale mimo to wczoraj zrobiłam zaproszenia, bo zawsze są one jakąś tam pamiątką. Jedni przywiązują do nich mniejsze, inni większe znaczenie, ale my wszystkie otrzymane kolekcjonujemy:)





U koleżanki zamówiłam prześliczne tipi, ale o tym będzie osobny post, tymczasem to ono było motorem do działania.
Najpierw uszyłam indiański pióropusz, na którym złamałam jedyną igłę do maszyny jaką posiadałam.
W pióropuszu odbyła się mini sesja zdjęciowa.





Nie mogło zabraknąć pióropusza dla Szkrabka :)


Podobną do zaproszeń zrobiłam Nikusiowi kartkę urodzinową.



A wczoraj już napłynęły pierwsze życzenia urodzinowe pocztą od kochanej Cioci:)


A po powrocie ze szkoły i przedszkola chłopców czeka nas pompowanie balonów.


Szukając inspracji na przyjęcie urodzinowe Nikodemka, spędziłam mnóstwo czasu przed netem. Pewnie w tym czasie zrobiłabym wiele innych, rzeczy, ale udało mi się znaleźć kilka fajnych pomysłów i może uda mi się je zrealizować. Odpisałam też na kilkanaście maili.
Widać, że wiosna nadchodzi bo nie tylko ja, ale i Wy o niej myślicie. Dostałam w przeciągu miesiąca, kilka maili z pytaniem o termos chiński, który pokazywałam min. w tym poście. Przede wszystkim pytacie o zakup i jego użytkowanie.
Otóż termos kupiłam w sklepie Z potrzeby piękna. Jeśli chodzi o użytkowanie, to przyznam, że obchodzę się z nim delikatnie. Herbaty nigdy nie nalewam do pełna i trzymam go w pozycji w pionowej. Czytałam, że nie jest szczelny. Przyyznam, że jeszcze nie miałam okazji się o tym przekonać. Nie wiem gdzie można kupić podobne.
Ostatnio przeglądając blogi widziałam, że Beatka z Lawendowego domu zamieściła wpis z termosami.

Ładne termosy znalazłam również na Westwing, gdzie zapachniało wiosną:)
Oprócz termosów spodobały mi się też inne piknikowe gadżety:)






Przyznam, że my uwielbiamy pikniki i już poszukuję jakiegoś fajnego kosza piknikowego. Czekam na jakieś akcje w tym temacie, a póki co jadę po chłopców i wracam do urodzinowych przygotowań.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Iza :)



środa, 25 lutego 2015

Kolorowe ABC

Jakiś czas temy wspominałam program Domowe przedszkole, które oglądałam jako dziecko. Najfajniejsze w tym programie było lepienie z plasteliny. Uwielbiałam kiedy Pani w każdym odcinku programu lepiła coś zachwycającego. Później na rynku pojawiła się seria książeczek dla maluchów z plastelinowymi  obrazkami. Uwielbiam tę serię i z sentymentem wspominam ten program. Mało oglądamy TV, ale w ferie, kiedy dzieci były chore szukając czegoś ciekawego, najfajniejsze programy znaleźliśmy na TVP ABC :)
Później chłopcy dostali ciekawą książkę właśnie z serii TVP ABC.
Książka, to Encyklopedia Zwierząt dla dzieci- bardzo fajna propozycja dla najmłodszych.


Książka napisana jest w sposób bardzo przejrzysty.
Fajnym pomysłem jest to, że przy każdym zwierzątku zamieszczona jest Mapa Świata i zaznaczony punkt występowania danego zwierzątka.





Poniżej krótka charakterystyka zwierzątka, napisana bardzo zrozumiale dla małego czytelnika.



I ulubiona część książki to ciekawostki:)


TVP abc. Jak wygląda anakonda. Encyklopedia zwierząt dla dzieci tutaj
Wydawnictwo: Centrum Edukacji Dziecięcej
Kolekcje: Centrum Edukacji Dziecięcej
Inne  nowości pod patronatem TVP ABC tutaj

poniedziałek, 23 lutego 2015

Pierwszy Ogrodnik


"Wszystko, czego ci trzeba, to łaska dnia dzisiejszego. A kiedy dotrzesz do jutra, Bóg będzie miał dla ciebie łaskę, jakiej ci trzeba, żeby przebrnąć przez kolejny dzień"

Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o tym, by zostać mamą. To, że nią będę, było dla mnie czymś oczywistym. Wychowałam się z trzema siostrami i mam ogromną rodzinę. Nikuś był 21 prawnuczkiem mojej jednej babci, 6 drugiej babci, a 4 trzeciej:). Od narodzin Nikusia minęło już 6 lat i od tego czasu rodzina się jeszcze powiększyła, o kolejnych kuzynów. Sama mam 27 braci i sióstr ciotecznych:) i mnóstwo kuzynek i kuzynów i zawsze się cieszę gdy ich spotykam. Wychowanie wśród tylu dzieci sprawiało, że dla mnie czymś naturalnym było, że będę miała swoje ukochane ISTOTKI. Jednak, gdy poszłam do liceum moje myślenie się trochę zmieniło, bo co jeśli nie będę mogła mieć z jakiś przyczyn swoich dzieci? Nie chciałam dopuszczać do siebie takich myśli, a jednak czasem one po prostu przychodziły. Wątpię, żeby wtedy któraś z moich koleżanek myślała wtedy o założeniu rodziny.
Chodziłam do liceum, w którym mieliśmy godzinę w tygodniu poświęconą pracy tzw. społecznej. Ja wybrałam dom dziecka. Chodziłam tam czasem sama, czasem z moją przyjaciółką i współlokatorką. Od dziecka zajmowałam się "cudzymi dziećmi". Najpierw moją najmłodszą siostrzyczka, później córeczką sąsiadki, córkami kuzyna, synkiem koleżanki czy dziećmi naszych przyjaciół. Niańczyłam te dzieci czasem od rana do wieczora. Zabierałam je na spacery, zmieniałam pieluchy, zostawałam z nimi w razie potrzeby sama w domu i często chciałam sama już być MAMĄ.



Mieszkałam na ulicy, na której znajdował się Dom Samotnej Matki i Dziecka prowadzony przez Siostry zakonne, z których jedna ma szczególne miejsce w moim sercu. Chodziłam tam i pomagałam mamą, które często były w moim wieku, a zdarzały się nawet młodsze zajmować się ich noworodkami i razem z Siostrami pomagałam im odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Uwielbiałam tam chodzić. Odnajdywałam tam radość i pokój w sercu. Zdarzało mi się wieczorem wpaść tam po prostu na herbatę lub pomóc w przygotowaniu obiadu. Siostra Jolanta nauczyła mnie gotować niektóre zakonne specjały. To tam jadłam pierwszy raz tak pyszną grochówkę czy domową pizzę. Czułam się tam potrzebna i oczekiwana mimo, że zawsze chodziłam tam bez zapowiedzi. Wtedy pomyślałam, że tyle dzieci czeka na dom, że jak będzie taka potrzeba, to.... ...Myślałam tak, choć w głębi duszy nie chciałam dopuszczać tych myśli.
Gdy po ślubie okazało się, że od razu udało nam się zajść w ciąże poczułam ogromną radość i ulgę.
JESTEM MAMĄ i ogromnie się z tego cieszę. To wielkie błogosławeństwo, dar i łaska.

Przez weekend czytałam książkę pt. "Pierwszy Ogrodnik".



Dawno jakaś książka, nie wywołała we mnie tyle emocji. Emocje dotykały MATCZYNEGO SERCA.
No bo jak można przeżyć takie tragedie, jakie dosięgły Mack, główną bohaterkę książki. Podczas lektury wydawało mi się to niewyobrażalne - pochować w swym sercu pięciorgo dzieci, z czego jedno odmienia nasze życie na 6 lat, wypełnia je nadzieją i niewyobrażalną radością i nagle ginie w wypadku.
Łkałam czytając tę książkę i ból przepełniał me serce.
Po co ja to czytam!?- pomyślałam sobie.
Przecież mam dwóch wspaniałych synów, nigdy nie doświadczyłam tego co ona, a jednak ta lektura była mi bardzo potrzebna. Wokół mnie jest coraz więcej osób, które od lat stara się o upragnione potomstwo. Z niktórymi jestem na tyle blisko, że w jakimś tam stopniu uczestnicze w tym ich współcierpieniu i raduję się z tego, że nareszcie się udało.
Czasem człowiek nie zna czyjejś sytuacji i nie zdaje sobie sprawy ile bólu i cierpienia może zadać komuś wypowiadając pewne słowa, czy nieopatrznie zadając jakieś pytania.
Ta książka pokazała mi wzór wspaniałej rodziny. Mackenzie jest żoną Graya, gubernatora, który ponownie stara się o to stanowisko. Mają cudowną córeczką Maddie, która właśnie poszła do zerówki.
Z opisu ksiązki, wiedziałam, że w powietrzu wisi tragedia, ale mimo to cudownie było przeczytać jak prawdziwie i rodzinnie  Londonowie celebrowali czas, mimo ogromu pracy i tak odpowiedzialnego stanowiska.
"Pierwszy Ogrodnik" - to książka o wielkiej miłości, rodzinie, tragedii, depresji, ale i nadzieii, którą wnosi do życia Ogrodnik, którym jest nie tylko Jeremiasz, ale przede wszystkim sam dobry BÓG.
Jeremiasz pełni funkcję ogrodnika, w domu gubernatorskim od 25 lat. To niezwykły człowiek, którego można polubić od pierwszych stron książki. Ujął mnie swoją dobrocią, łagodnością i gorącym, pełnym miłości sercem, do OGRODU, oraz rodziny, u której pracuje.
Jeremiasz cudownie znał mowę kwiatów. Stwórca - Pierwszy Ogrodnik podpowiadał mu jakie kwiaty, pomogą uleczyć zranione serca i zbolałą duszę.

"W uszach wciąż dźwięczały mu słowa Jeremiasza o azaliach. Są warte zachodu. Warte, żeby o nie dbać. Walczyć o nie. A naprawdę mądry ogrodnik, ogrodnik, co wie, że wszystkiego nie wie- taki naprawdę uważnie słucha, kiedy niebo podpowiada mu, jak o nie dbać."
Piękny jest język kwiatów.

Czytając tą książkę zatęskniłam za wiosną, kwiatami i za Ogrodnikiem mego serca i duszy.


"Pierwszy Ogrodnik" tutaj można zamówić i przeczytać cztery rozdziały książki:)
Denise Hildreth Jones
Liczba stron: 416
Wymiary: 138 x 210 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: ŚWIĘTY WOJCIECH


Na koniec jeszcze jeden cytat z książki:
"Dzielenie to zawsze dobra rzecz. Jak ... trzymasz ręce otwarte Bóg może ci w nie więcej włożyć. A jeśli trzymasz je zamknięte, dostaniesz tylko to, co masz."

Pozdrawiam serdecznie!
Iza


piątek, 20 lutego 2015

O spełnianiu dziecięcych marzeń

-"Mamusiu, a wiesz, że do moich urodzin zostało już tylko kilka dni" - zapytał wczoraj wieczorem Nikuś.
-"tak wiem"- odpowiedziałam
- a kiedy uszyjesz mi to o co Cię prosiłem?
- nie martw się Synku dostaniesz swój wymarzony prezent:)

Dzisiejsze przedpołudnie spędziliśmy na spełnieniu marzenia Nikusia, który zapragnął mieć takiego Szmatkoszkrabka, jak w grze Little Big Planet.
Początkowo chciałam zrobić go na szydełku, ale gdy znalazłam  brązowy filc, stwierdziłam, że uszyję go właśnie z filcu.
Skoro Nikuś siedzi ze mną chory w domu zaangażowałam go do pracy. Najpierw zrobiliśmy projekt na kartce, a później wycieliśmy elementy z filcu.
Nikuś pomógł w przyszywaniu guzików, języka i uśmiechu.
Udało mi się nawet znaleźć zasuwak, który kilka lat temu kupiłam do jakiejś kurtki.
Gdy Nikuś poszedł się bawić, ja dokończyłam szyć szmaciankę.
Efekt końcowy był niespodzianką.
Niespodzianka nie mogła jednak czakać do urodzin, skoro razem nad nią pracowaliśmy:)



W brzuszku szmacianki zrobiłam schowek. Szkrabek bo takie dostała imię szmacianka, wypił dziś z nami herbatkę, gotował z Nikusiem obiad i wogóle spędził z nami miło czas.








Cieszę się, że udało mi się spełnić to dziecięce marzenie i sprawić tyle radości.
Był taki moment, gdy nie wiedziałam jak przyszyć głowię, że nie podołam zamówieniu.
 Cieszę się, że udało mi się zrealizować ten projekt. W nagrodę dostałam mnóstwo przytulasów i słodkich buziaków.

Podobną satysfakcję czułam, gdy cztery lata temu do wymarzonej kuchni, którą Nikuś dostał na urodziny uszyłam z filcu babeczki, torciki, makarony i jajka sadzone. Do dziś kuchnia jest w użyciu przez chłopców i wszystkie odwiedzające nas dzieci.
Już dostałam kolejne zamówienie od chłopców. Tym razem Dominik zamówił szmaciankę, a Niko garderobę dla Szkrabka i nowe, słodkie akcesoria do kuchni.










Kuchnia kiedyś stała w pokoju Niko, ale gdy wstawiliśmy tam łóżko zrobiło się ciasno. Żal nam było wynosić ją na strych, tym bardziej, że dzieci się nią bawiły, dlatego od ponad roku kuchnia stoi w naszej kuchni i dobrze jej tam.







Kolejne marzenie urodzinowe spełniła Ciocia Beatka:)
Już półtora roku  temu podczas wizyty w Krakowie Nikusiowi spodobały się matrioszki. Bardzo chciał, żebyśmy mu taką kupili. Wtedy myśleliśmy, że to tylko chwilowe pragnienie i po kupieniu matrioszka wyląduje w kącie i po chwili będzie wolał jednak taki miecz jaki wybrał sobie Dominik. Do domu wróciliśmy z mieczami, a matrioszkę obiecaliśmy mu kupić innym razem jak spotkamy jakieś ładne mając nadzieję, że mu się odwidzi.
Minął rok i podczas wizyty w Gdańsku temat matrioszki powrócił, jednak wybór był niewielki i znów namówiliśmy go, że kupimy matrioszkę podczas wizyty w Krakowie.
Ostatnio marzenie Nikusia się spełniło i Ciocia Beatka, która mieszka w Krakowie, razem z wujkiem Dawidem znaleźli wsród wielu, wielu tę jedyną i NAJPIĘKNIEJSZĄ!!!


Matroszka stoi na Nikusia biurku i cieszy ogromnie!




Nic nie sprawia tak wielkiej radości jak spełnianie dziecięcych marzeń, ale nie tych chwilowych zachcianek, a pragnień wymarzonych i wyczekanych.

Pozdrawiam Was serdecznie!