niedziela, 29 lipca 2018

Urodzinowe niespodzianki

28.07.2018r.


Zastanawiam się od czego by tu zacząć? Myśli tyle i wydarzeń też.
Może zacznę od tego, że chłopcy wyjechali na wakacje. Takie, na które wcale nie mieli jechać .
Właściwie to zdecydowaliśmy się na kilka dni przed wyjazdem gdyż okazało się, że jeszcze miejsca wolne.




My mieliśmy swój wyjazd zaplanowany, a daty się trochę pokrywają, dlatego jedziemy dziś ich odebrać, a jutro wyjeżdżamy nad morze.
Jestem teraz w trakcie prania i pakowania, ale przed wyjazdem chciałam choć kilka słów tu zostawić, gdyż nie mam chwilowo instagramu, a właściwie telefonu, który by go obsługiwał, gdyż oddałam do serwisu.
Dzięki temu może ciut więcej czasu, bo telefon nie kusi, żeby coś tam sprawdzić, zerknąć, zobaczyć, dodać.
Muszę Wam przyznać, że uwielbiam to miejsce, czyli ten domowy zakątek. Tyle dobra dzięki niemu doświadczam. Tyle miłości, ciepła, przyjaźni, bezinteresowności.
Wiem, że blogi nie cieszą się już taką popularnością jak kiedyś odkąd pojawił się instagram, ale mimo wszystko ciszę się, że mam to miejsce.
To taki mój pamiętnik, do którego lubię wracać.
Nawet się nie spodziewałam, że odnajdę tu tyle przyjaźni.
To miejsce sprawia, że chce mi się działać i rozwijać.
Nie myślałam o tym w ten sposób, ale odkąd przeczytałam słowa Bożenki, w ostatnim liście, że zauważyła mój wielki rozwój, dało mi to do myślenia.
Czy rzeczywiście tak jest?
Z pewnością otwarłam się na ludzi.


W środę w domowym zakątku odbyło się kolejne spotkanie dla kobiet. Po dłuższej przerwie, gdyż ostatnie było w kwietniu. Później była komunia i intensywny koniec roku szkolnego, dlatego nie było okazji, sił i motywacji, ale w poniedziałek postanowiłam, że przed naszym wakacyjnym wyjazdem musi się odbyć.
Spontanicznie zaprosiłam dziewczyny i okazało się, że tylko jedna nie może. Bałam się, że więcej osób będzie miało wakacyjne plany, ale na szczęście nie.
Odwiedziło mnie osiem pięknych, mądrych kobiet z pasją.
To był cudowny czas.
Rozmawiałyśmy, jadłyśmy pyszności przyniesione przez dziewczyny, inspirowałyśmy się na wzajem, dzieliłyśmy życiem i oczywiście działałyśmy kreatywnie.


Takie deseczki ze sklejki ozdabiałyśmy


Dostałam też kilka przepięknych prezentów, a jeden z nich był tak cudnie zapakowany :)







Obdarowana byłam przeogromnie w ostatnim czasie.
Ostatnio pokazywałam Wam obrazek z dziewczyną na skuterze od Joasi.
Skuter był też takim moim wymarzonym prezentem urodzinowym od Męża.
Od Joasi dostałam również przepiękną torebkę do moich sukienek, jak to Joasia napisała.
Torebka jest śliczna.

To co uwielbia w urodzinach to kartki urodzinowe z życzeniami.
W tym roku w skrzynce na listy dostałam kilka takich niespodzianek.
Fioletowa od Ani, Kwiatowa podłużna od Joasi, kremowa kwiatowa od Kamili, a Muminkowa od mojego Kochanego Męża, który dodał do niej wkład własny :)








Dziewczyny w pracy zrobiły mi niespodziankę i dostałam od nich taki cudny łańcuszek z aniołkowym wisiorkiem, a do tego aniołkowe kolczyki. Wzruszyły mnie bardzo. Kilka razy mówiły mi, że jestem ich aniołkiem i taki prezent od nich dostałam.



A to jeszcze nie koniec niespodzianek, gdyż te były przed moimi urodzinami, a teraz będzie krótko o dniu urodzin, czyli o wczorajszym dniu.
Rano szybciutko przygotowałam tort do zabrania do pracy, aby poczęstować dziewczyny i jednego pana, którego mam na swoim warsztacie.
To był mój ostatni dzień w pracy przed urlopem dlatego musiałam nadgonić z kilkoma projektami i przygotować kilka rzeczy do zrealizowania jak mnie nie będzie.
Dzień minął błyskawicznie i udało mi się wrócić do domu w miarę na czas.
Ledwie weszłam na górę, a tu już teść mnie woła, że jakaś pani do mnie.
Schodzę i stoi przede mną kobieta z dwiema ślicznymi córkami, której w życiu na oczy nie widziałam.
Mówi do mnie cześć Izunia, a moje oczy otwierają się jeszcze bardziej ze zdumienia, bo ja nie mam pojęcia kto to?
Za chwilę słyszę Witaj to ja Ewa z Olsztyna i od razu wszystko staje się jasne.
Jestem w szoku. Taki kawał drogi prawie 6 godzin. Ewa wracając z rekolekcji postanowiła zrobić mi taką urodzinową niespodziankę.
Poznałam ją przez bloga, wymieniłyśmy kilka maili, listów i kilka rozmów telefonicznych.
To już 6 lat takiej znajomości, ale nigdy się nie spotkałyśmy, a tu taka radość.
Szkoda tylko, że tak na chwilkę, tak przed domem, bo w aucie czekał mąż z synem i jeszcze daleka droga przed nimi.
Zaprosiłam na momencik, żeby choć wspólne zdjęcie zrobić.






Mam nadzieję, że znów się spotkamy, ale tym razem na dłużej.
Odprowadziłam Ewę do samochodu i drodze powrotnej się rozpłakałam ze wzruszenia.
Ledwie doszłam na górę i  zadzwoniła do mnie Patrycja czy na chwilkę mogłabym zejść na dół.
Otarłam łzy i zbiegłam ze schodów. Na dole czekała już Patrycja z życzeniami i niespodzianką.



Godzinkę później wrócił mój Mąż, który przygotował dla mnie kolejne niespodzianki.
Była Msza święta, pizza, lody, zakupy i  kino.
Byliśmy na filmie "I że ci nie odpuszczę". Polecam Wam!





Wspaniale spędziliśmy czas.
Chłopcy zadzwonili z życzeniami, a mnie łzy wzruszenia pojawiały się co chwilę w oczach.
To był piękny, urodzinowy dzień.

......................
29.07
Jest po północy, czyli niedziela.
Jesteśmy już w domu. 
W komplecie.
Już miałam opublikować, ale musieliśmy jechać.
Droga do Zakopanego i z powrotem minęła nam bezpiecznie. Mam nadzieję, że podobnie będzie z drogą nad morze.
Pozdrawiam Was cieplutko i do kolejnego napisania!

niedziela, 22 lipca 2018

Dziennik niecodzienny czyli sztuka uważności

Sztuką jest w codzienności odnaleźć małe zachwyty, nad rzeczami zwyczajnymi, które czynione z miłością stają się arcydziełami.




Taka myśl przyszła mi dziś do głowy, gdy zastanawiałam się nad tym, co by tu napisać w poście o moich kalendarzach. Prosiła mnie o to już niejedna czytelniczka. O kalendarzach pisałam już kilka razy,między innymi tutaj.
Odkąd byłam nastolatką marzyłam o tym, żeby pisać pamiętnik. Nigdy nie wytrwałam dłużej niż 3 dni. Po trzech dniach to co napisałam wydawało mi się głupie i bez sensu, dlatego wydzierałam to z zeszytu i paliłam od razu w piwnicy w piecu.
W ostatniej klasie liceum dostałam, a może sama kupiłam  kalendarz. Wiedziałam już na jakie studia chcę iść, ale jeszcze nie wiedziałam gdzie, uczyłam się do matury, martwiłam się o studniówkę, no bo nie miałam z kim iść i wiele, wiele dylematów i wyborów życiowych mnie wtedy czekało.
Postanowiłam, że najważniejsze rzeczy będę zapisywać właśnie w tym kalendarzu.
Czasem tych zapisków było więcej, a czasem mniej. Są też dni, a nawet tygodnie gdzie nie było ich wcale.
Ten kalendarz to 2002 rok.
Tak się składa, że jest to rok, w którym poznałam mojego męża.
Zdałam maturę.
Poszłam na studia.
Zaczęłam się spotykać z Pawłem, a im dłużej się spotykaliśmy, tym tych zapisków było więcej.
W roku 2003/2004 zamiast kalendarza postanowiłam, że będę pisać pamiętnik. Obiecywałam sobie, że tym razem będę go sumiennie prowadzić. Niestety zapisków w nim niewiele. Ale kilka najważniejszych jest.
Aż przyszedł rok 2005. Dokładnie 100 dni przed ślubem postanowiłam, że będę pisać taki dziennik z przygotowań do ślubu. Pisałam, pisałam i też tylko kilkadziesiąt stron zapełniłam.
Ostatnio znalazłam te kilkadziesiąt stron, pięknie zapisanych czarnym piórem. Nad każdym zapiskiem cytat. Brakło mi wytrwałości.
Ślub był w grudniu, a już na początku kolejnego roku pod moim sercem mieszkał mały lokator.
Kupiłam sobie taki malutki kalendarz, żeby mieć go zawsze przy sobie i w nim zapisywać wszystkie ważne daty i najważniejsze wydarzenia, wizyty, listy zakupów wyprawkowych.
Gdy urodził się Dominik znów chciałam zacząć pisać pamiętnik, bo życie wtedy nabrało innych barw i wszystko było takie nowe i fascynujące.
Jednak bardzo szybko poległam i przekonałam się po raz kolejny, ze nie ma jak kalendarz.

Uwielbiam czytać cudze dzienniki, pamiętniki i listy.
Moje życie dla innych może nie jest wcale ani ciekawe, ani fascynujące, ale to moje życie i moja codzienność.
Zajrzałam ostatnio do tego pierwszego kalendarza z 2002r, a tam na ostatniej stronie list do mojego Męża, z 2011 roku, napisany po przeprowadzce na nasze pięterko. Choć był krótki i nie dokończony, to przypomniał mi się dzień, w którym go pisałam. Wystarczyło te kilka szczegółów w nim zawartych.
     
                                                                                                                                                             

Od 2008 roku prowadzę już tylko kalendarze. Choć mam kilkanaście jakiś zeszytów i notesów to każdego roku kalendarz to podstawa.
Każdego dnia staram się choć kilka słów zapisać.
Nadal zdarzają się dni, a nawet tygodnie bez zapisków i wtedy po czasie siadam i uzupełniam.
Czasem mam problem z napisaniem co się działo dnia wczorajszego, ale po przejrzeniu smsów, czy z pomocą męża udaje mi się to odtworzyć.



Co zapisuję w kalendarzu?
Co się działo
Za co jestem wdzięczna
Gdzie byliśmy, co zwiedziliśmy
Kogo odwiedziliśmy lub kto nas odwiedził
Z kim się spotkaliśmy, lub z kim rozmawialiśmy
Do kogo lub od kogo list dostałam czy paczkę     
Spotkania, wizyty
Bilanse dzieci, bo od czasu do czasu je mierzę i ważę
Komu i który mleczak wypadł
Jaką książkę przeczytałam
Jaki film obejrzeliśmy
Zapisuję też cytaty takie na szybko, bo do cytatów mam osobny zeszyt.



Może dla kogoś nie ma w w tym nic pasjonującego, ale mnie to nasze życie bardzo pasjonuje i kocham je bardzo.
Jak nie mam przy sobie kalendarza, to robię zdjęcia. Po nich później mogę odtworzyć co, kiedy się działo.
W zeszłym tygodniu dostałam dwie paczki. Jedna od Bożenki, a druga od Joasi. Obie wzruszyły mnie ogromnie.





Taką śliczną dziewczynę na skuterze w białej ramce dostałam od Joasi. Zachwycił mnie ten obrazek.








Kalendarz wraz z stosikiem książek wożę w dalsze podróże. Często w drodze nadrabiam zaległości w zapiskach kalendarzowych.
Macie też tak, że czasem czytacie kilka książek na raz?





Jeśli zastanawiacie się nad zapisywaniem codzienności to polecam Wam kalendarze, a jeśli jesteście bardzo sumienni i systematyczni to polecam bullet journal, o którego prowadzeniu możecie poczytać na blogu Kasi 
Mnie niestety brak samozaparcia i takiej wewnętrznej dyscypliny. Chciałabym a po prostu mi się nie chce, dlatego wolę kalendarz.
A Wy prowadzicie takie kalendarze z zapiskami.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Kochaj i bądź wdzięczny

"Najlepszych i najpiękniejszych rzeczy na świecie
nie można ani zobaczyć, ani dotknąć.
Trzeba je poczuć sercem...  "
                                    Helen Keller




Uwielbiam lipiec. Tegoroczny jest bardzo pracowity i taki będzie do końca, gdyż urlop zaczynamy ostatniego lipca.
Tęsknię za taką wakacyjną beztroską jaką mają dzieci.
Mimo wszystko lipiec to mój miesiąc bo już w przyszłym tygodniu skończę kolejny rok życia.
Od tygodnia robię różne podsumowania, cele i postanowienia.
Jedno z nich dotyczy bloga, bo on taki zaniedbywany wciąż przeze mnie.


Odnajduję radości w tej codzienności.
Tyle się dzieje...
Kupiliśmy stół. Taki rozsuwany, który pomieści więcej niż 10 osób.
Cieszy mnie to ogromnie.
Gościmy się przy nim.
W pierwszą niedzielę wakacji gościliśmy u nas 4 małżeństwa i księdza z naszej wspólnoty.
To takie budujące, że możemy się wzajemnie inspirować i umacniać.











3 listopada na blogu twórczej i pomysłowej Marty pojawił się wywiad ze mną. Wspominałam o tym na IG, ale tutaj jakoś nie było okazji.
Nie dawno pocztą przyszedł od Marty dyplom, medal i list. Ogromnie byłam zaskoczona i wzruszona. Jeśli macie ochotę przeczytać to zapraszam tutaj.





Dziś mija 191 dni w sukience. Spodnie kupiłam bo bardzo mi się podobały, ale założyłam je tylko na chwilkę, do zdjęcia.






Taki gość nas odwiedzić ostatnio. odwiedził. Wleciał przez uchylone okno.












Ostatnio w biedronce wystawili kosz z książkami po 5 zł.







W zeszłym tygodniu byliśmy na targu gdzie udało mi się na stoisku z starociami takie maleńkie filiżaneczki upolować.














Na koniec jeszcze raz zapraszam na bloga Marty.
Pozdrawiam Was serdecznie!