Witam się z Wami listopadowi.
Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu…
W maju próbowałam nadrabiać blogowe zaległości i zamieściłam podsumowanie stycznia. Kolejnych wpisów już się jednak nie udało napisać - życie toczyło się szybko, a dni przemykały jeden za drugim.
W tamtym czasie straciłam telefon z wszystkimi zdjęciami i filmikami, które miałam zapisane w pamięci. To były kadry pełne wspomnień, codzienności, uśmiechów, małych chwil uchwyconych w biegu… i nagle wszystko zniknęło. Przez jakiś czas próbowałam odzyskać dane, niestety bez skutku. Wciąż jednak tli się we mnie nadzieja, że może pewnego dnia trafi on w dobre ręce i uda się przywrócić to, co utracone.
Niedługo potem, podczas zakończenia roku formacyjnego i spływu kajakowego mój mąż również stracił swój telefon, który wpadł do wody. Jego dane też próbujemy odzyskać, bo najbardziej żal nam zdjęć i filmików, tych naszych małych rodzinnych wspomnień, które zatrzymują czas.
W maju przyszedł też inny, dużo trudniejszy czas - diagnozy, szpitala, niepokoju i cichej modlitwy. To był okres zmagania i wiary. Czas, w którym uczyliśmy się przyjmować wolę Bożą w naszym życiu i w życiu naszych dzieci. Wiele się wtedy zatrzymało, a jednocześnie coś się pogłębiło - nasza ufność. Czuwając przy szpitalnym łóżku powstawały hafty florystyczne.
Mam już nowy telefon i… zapisało się na nim tyle nowych wspomnień. Wycieczki przedszkolne, świętowanie Dnia Mamy, jazda na rowerze - te małe i te większe wydarzenia. Czerwiec przyniósł zakończenia roku: szkolnego i formacyjnego we wspólnocie.
Lipiec był chwilą oddechu, który zaraz potem przerodził się w cztery tygodnie intensywnej pracy podczas półkolonii, w trakcie których organizowaliśmy warsztaty kulinarne, krawieckie, florystyczne, eksperymenty, warsztaty teatralne, fitness, warsztaty sensoryczne. W każdym tygodniu miałyśmy po dwie wycieczki jedna do jakiegoś miejsca druga do aquaparku i wiele wiele innych atrakcji. Na każdym turnusie było po prawie sto, albo ponad sto dzieci.
W sierpni, w drugiej połowie, nadszedł upragniony urlop i spełnienie marzeń - nasza rodzinna podróż do Paryża. To był wyjątkowy czas, bo świętowaliśmy tam okrągłe urodziny mojego męża. W Paryżu dołączyła do nas również nasza fundacja i dzieci ze świetlicy - razem przeżyliśmy niezapomniane chwile, zarówno w samym sercu Paryża, jak i w bajkowym Disneylandzie. To było spełnienie marzenia nie tylko dzieci, ale i nas dorosłych.
Paryż zdecydowanie zasługuje na osobny wpis.
Wrzesień przyniósł nowy początek — kolejny rok szkolny i formacyjny, nowe wyzwania i posługi. To też miesiąc, w którym nasz starszy syn skończył 19 lat, a najmłodszy… 5. 🎂 Małe i wielkie świętowanie w naszym domowym zakątku.
Początek jesieni był chwilą wytchnienia, ale październik znów nabrał tempa — wyjazdy, spotkania, przedszkolne wydarzenia i nowe wyzwania w pracy. Od września zaczęły się też późniejsze powroty do domu, dni stały się coraz krótsze, a wieczory coraz bardziej sprzyjają zaszyciu się w cieple domowego ogniska.
Targ i starocie w zabytkowej stodole.
W październiku uczestniczyliśmy w wyjątkowej Eucharystii wraz z uczniami i rodzicami z klasy Dominika. Byliśmy u stóp Matki Bożej Częstochowskiej.
Tak cudownie zostaliśmy obdarowani przez przyjaciół ze wspólnoty, którzy nas odwiedzili. Wzruszyło mnie to ogromnie. Suszone grzybki, domowe przetwory i nawet nasza ulubiona mąka.
Jesienne słońce, tańczące w kuchni.
Udało nam się we wrześniu zrobić mały remoncik i dzięki temu Leoś na urodziny dostał własny pokój.
Całe lato cieszyły nas kwiaty w ogrodzie i nawet jesienne grabienie liści było ogromną radością.










































































