Tak bardzo nie mogliśmy się doczekać tych ferii. Mimo, że nie planowaliśmy żadnego dalszego wyjazdu, to jednak planów mieliśmy wiele.
Spotkać się z ...,
zaprosić...,
miały być sanki,
miały być narty
i może łyżwy choć jeździć umie tylko tatuś.
Miało być kino i jakaś wycieczka, a tymczasem ferie rozpoczęliśmy chorowaniem. Najlepszą atrakcją było łóżko i sen, a dla urozmaicenia książka i film.
Po weekendzie było już dobrze, ale nie na tyle, żeby na te sanki czy łyżwy wyruszyć.
Chłopców odwiedził kolega, który też w trakcie kuracji zdrowotnej i razem było im raźniej. Nocowanie kolegi było wielką atrakcją i urozmaiceniem tego feriowego czasu.
Później przyjechał do chłopców kuzyn również na nocowanie i już ferie zaczęły być z fajnych fantastyczne.
W sobotę mieli nas odwiedzić goście i miało być tak wspaniale, lecz znów choroba pokrzyżowała plany. Tym razem to oni się pochorowali.
Wczoraj zrobiliśmy sobie małą wycieczkę, a dziś odpoczywamy i planujemy nowy tydzień. Już szykują się fantastyczne spotkania, wyjazdy i odwiedziny. Oby tylko zdrowie dopisało.
Pięknie dziś słońce świeciło i była okazja żeby się gdzieś wybrać, ale niestety ból w szyi Dominika spowodował, że do popołudnia siedzieliśmy w domu.
Aby umilić ten domowy czas upiekłam drożdżowe bułeczki. Obejrzeliśmy Ziarno, poczytaliśmy książki i inspirujące czasopisma, pograliśmy w piłkarzyki i do Mszy ból minął.
Pięknie dziś było w kościele. Odwiedziły nas trzy siostry zakonne. Jedna z nich mówiła piękne świadectwo. Ukradkiem wycierałam łzy wzruszenia i myślałam o mojej siostrze ciotecznej i przyjaciółce, które również wybrały powołanie zakonne. Myślałam o siostrze Joli, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam kiedy byłam jeszcze nastolatką i spędziłyśmy razem wiele cudownych chwil. To między innymi ona uczyła mnie gotowania, pieczenia i prac ogrodowych.
Podziwiam tych wszystkich, którzy mieli w sobie na tyle odwagi, aby podążyć za swoim powołaniem.
Siostra dziś powiedziała bardzo ważne słowa, że dostępujemy wielkiej łaski, że możemy dawać świadectwo. Inni tracą za to życie. Wiele z Was piszę mi w mailach, że podziwia mnie za odwagę przyznawania się do tego, że wierzę. Ja nie widzę w tym nic niezwykłego, a o sobie zawsze myślałam, że jestem tchórzem. Pytacie mnie jak uczyć dzieci wiary, kiedy nie miało się wzorca w rodzicach i samemu dopiero zaczyna się kroczyć ścieżkami wiary. Ja miałam to szczęście, że wychowałam się w rodzinie wierzącej i mama bardzo dbała o to, aby nas wychować jak najlepiej w wierze. Chodziłam do liceum katolickiego, gdzie poznałam wiele osób, które żyły świadcząc o Bogu. Należałam do wspólnoty, w której poznałam mojego Męża i to on jest tym, który prowadzi naszą rodzinę.
Miałam wiele szczęścia, ale w latach liceum poznałam wiele osób, które wychowały się w rodzinach, gdzie te wartości nie były pielęgnowane i same nawróciły się pod wpływem pewnych okoliczności. Często były to osoby, które jak same o sobie mówią były na dnie i odbiły się od niego nawrócone i umocnione w wierze. Są to osoby bardzo odważne, które potrafiły dawać piękne świadectwo o swoim życiu.
Dziś czytałam artykuł w jednym z moich ulubionych czasopism, o tym "Jak wychować dziecko w wierze tak, aby pragnęło być wrażliwe na Boga oraz drugiego człowieka?"
Dzieci nie tylko nauki wiary, ale także nauki życia czerpią, z naszego przykładu. Przysłuchują się, ale przede wszystkim przyglądają się naszej postawie, naszemu życiu, naszej relacji z drugim człowiekiem i z Bogiem.
Pytacie mnie kiedy zaczęliśmy zabierać chłopców do kościoła? Trudno Wam uwierzyć, że od pierwszych miesięcy, ale tak właśnie było. Po powrocie ze szpitala był czas, że chodziliśmy z mężem na zmianę, ale na pierwszy spacer po tygodniu wybraliśmy się razem na pierwszą wspólną Mszę Świętą na Jasnej Górze. To był wyjątkowy dzień, który zapadł mi głęboko w pamięci i miło go wspominam. Od tego czasu jak tylko zdrowie dzieci pozwalało były z nami na każdej Mszy. Na początku wybieraliśmy takie kościoły, w których była przestrzeń dla wózka. Wiosną, latem i wczesną jesienią, takie, które mają dobre nagłośnienie na zewnątrz.
W swoim otoczeniu mamy wiele rodzin o podobnych wartościach i cieszymy się z tego bardzo. U wielu z Was również znajduję inspirację, do tego aby stawać się lepszą.
Przede wszystkim inspirują mnie kobiety.
To one dają mi przykład, jak żyć, jak być lepszą żoną i mamą. Są to często kobiety chrześcijańskie, ale nie z Kościoła Katolickiego. Uwielbiam czytać książki chrześcijańskie i słuchać muzykę chrześcijańską. Najważniejsze jest to, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga i każdemu człowiekowi należy się szacunek.
Ciszę się, że spotkałam się w tym wirtualnym świecie z kobietami takimi jak Wy, które macie wiele ciepła, serdeczności i szacunku, nawet wtedy, gdy macie odmienne poglądy.
Podziwiam ludzi, którzy potrafią głosić prawdę i przyznawać się do swojej wiary i przekonać, nie krzywdząc przy tym innych.
Przez te 6 lat prowadzenia bloga poznałam wiele osób, które tutaj nigdy nie pozostawiły komentarza, jednak są i swoją obecność dają mi poznać w szczerych i ciepłych listach i mailach. Są takie, które piszę mi, że po kilkunastu latach przełamały się i po raz pierwszy poszły do Kościoła, a także takie, które postanowiły ochrzcić swoje dzieci.
Dostałam przed świętami list. Taki prawdziwy, odręczny. Ucieszył mnie ogromnie, jednak było w nim wiele strachu i lęku, o nas, o naszą przyszłość i ten świat. Straszne jest to co się dzieje, jednak nie można się skupiać na tym lęku, tylko postarać się zmieniać ten świat. A jak? Właśnie w swojej rodzinie.
Oczywiście to wcale nie oznacza, że się nie martwię. Wręcz przeciwnie, jednak przede wszystkim często martwię się o ten mój mały świat, którym jest moja rodzina. Martwię się o to, czy uda mi się dobrze wychować dzieci. Martwię się o to, gdy nie zachowują się tak jak tego byśmy tego chcieli. Martwię się o to, aby złość nie odmieniła ich umysłów i o to właśnie się modlimy każdego dnia z moim mężem.
Panie Jezu Chryste, Syny Boga żywego,
który choć zrodzony przed wiekami,
chciałeś jednak w doczesności być dzieckiem
i miłujesz niewinność tego wieku.
Ty z miłością tuliłeś i błogosławiłeś przedstawione Ci dzieci,
racz więc nasze dzieci, zawczasu otoczyć słodyczą Twojego błogosławieństwa
i spraw aby złość nie odmieniła ich umysłów,
oraz dozwól, aby wzrastając w latach, mądrości i w łasce,
mogły zawsze podobać się Tobie
Który żyjesz i królujesz na wieki. Amen.
Może ktoś z Was skorzysta z tej modlitwy, aby prosić w intencji swoich dzieci lub wnucząt. Modlitwę można modyfikować. My ją zmieniliśmy tak aby była za dzieci w liczbie mnogiej.
Wczoraj świętowaliśmy Dzień Babci. To niesamowite jak wiele maili przez te 6 lat blogowania dostałam właśnie od babć. Zarówno od takich młodszych, jak i takich, które nie dawno nauczyły się obsługi komputera, aby mieć kontakt w wnukami, które za granicą i dziękują mi za to świadectwo, a ja wtedy jestem zawstydzona, bo tak naprawdę to tylko parę razy wspomniałam o niedzielnej mszy i nie myślę o sobie, żeby coś niezwykłego było w moich wpisach, dlatego tym bardziej jestem wdzięczna i wzruszona.
Dziś ten wpis jest bardziej osobisty.
"Bóg kocha nas bardziej niż najlepszy ojciec, niż najbardziej kochająca matka.
Wystarczy, abyśmy z sercem dziecka poddali się i zawierzyli Jego woli."
św. Jan Maria Vianney
Od dzieci też można nauczyć się wierzyć i to tak bezgranicznie, ufnie. One nie wstydzą się tego, że wierzą. Zachwyca mnie ta ich ufność i poddanie się. To na nas rodzicach spoczywa wielka odpowiedzialność.
Jeśli chcemy, a nie potrafimy mówić dzieciom o Bogu, to na rynku są teraz piękne książki i czasopisma, które nie tylko uczą dzieci, ale także my dorośli możemy się wiele nauczyć.
Pisałam Wam kiedyś w tym wpisie o Aniele Stróżu i Małym Przewodniku Katolickim. Kupujemy też Moje Pismo Tęcza. Warto jest czytać takie czasopisma, a z Aniołem Stróżem naszym ulubionym jest to fajne, że można go słuchać, bo do każdego numeru dołączona jest płyta.
Dziś mamy dużo łatwiejszy dostęp do wiedzy i wielu źródeł, z których możemy skorzystać. Dzięki uczeniu przekazywaniu wiary dzieciom, sami pogłębiamy swoją i te jest wspaniałe.
Lubię obserwować dzieci w kościele. Zachwyca mnie ich radość, ciekawość. Nie zawsze są grzeczne, nie zawsze słuchają, ale najważniejsze, że są!
" Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je". Ewangelia według św. Marka 10, 13-16
W zeszłym roku pojawił się wpis o błogosławieniu dzieci i modlitwie. To po nim miałam falę maili, które dały mi do myślenia i za każdy jestem bardzo wdzięczna.
Miało być kilka niedzielnych kadrów, z bułeczkami w roli głównej. W trakcie robienia wpisu dostałam 4 maile. Dwa bardzo osobiste i ogarnęły mnie refleksje. Rozpisałam się. Dzielę się kilkoma z tych refleksji z Wami. Sama uczę się każdego dnia kochać, doceniać, ufać, wierzyć i tę wiarę przekazywać.
Mam wspaniałych czytelników i to jest wielkie błogosławieństwo.
Przytulam Was mocno i dziękuję!
Piękny wpis. Bardzo inspirujący do przemyśleń :)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję!
UsuńWitam Pani Izo. Obserwuję Pani bloog od około 2 lat, jest dla mnie bardzo inspirujący, a jego przeglądanie od razu poprawia humor. Kiedy mam trochę gorszy dzień lubię wracać do starszych wpisów, te wszystkie kolory, ten spokój i miłość znajdująca się w każdym wpisie od razu sprawiają, że człowiekowi lepiej robi się na sercu. Dziękuję że Pani jest i że dzieli się z innymi swoim szczęściem. Zawsze z radością czytam kolejny wpis i z niecierpliwością czekam na następny.Pozdrawiam Agnieszka
OdpowiedzUsuńAgnieszko cieszę się bardzo, że tak pozytywnie wpływa na Ciebie mój blog. Bardzo mi miło, że tu zaglądasz. Pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńKochana Izuniu, uwielbiam Cię! :*
OdpowiedzUsuńMój mąż nie mógł uwierzyć, że do Ciebie zaglądam, bo choć kiedyś byłam mocno wierząca, dzisiaj nie chodzę do kościoła, bliżej mi do postawy wątpiącej... Nie w Boga jako takiego, istotę nad nami, Coś Więcej, bo wiele razy doświadczyłam - nazwijmy to tak sobie - Absolutu, m.in. w Medjugorie'u, gdzie pojechałam kilka lat temu na Festiwal Młodych... To było coś niezwykłego - jedno z moich najpiękniejszych duchowych przeżyć... Tydzień z wiarą, bez zmartwień (chociaż nie umiałam porozumieć się z tatą, który miał odebrać mnie i ciocię z innego miasta, gdy dojedziemy - nie znał daty i godziny, a ja nie mogłam do niego zadzwonić... I co? I oddałam się wówczas Panu, a wszystko złożyło się pięknie w całość i tata po nas przyjechał, bez problemów...), poświęcony temu, co duchowe... Z mnóstwem fantastycznych ludzi... Młodych, starszych... Bo byli ludzie w każdym wieku, chociaż to głównie do młodych było skierowane. Mnóstwo wzajemnej serdeczności, miłości bo bliźniego... Znak pokoju? Najpiękniejszy - przytulanie się z obcymi ludźmi, którzy wydawali się najlepszymi przyjaciółmi - bo byliśmy tam razem, przeżywaliśmy to wspólnie... Msza święta trwała ponad 2 godziny, a poprzedzona była dwiema dziesiątkami różańca, ale nikomu to nie przeszkadzało - sama Hosanna trwała może pół godziny, a śpiewając, tańczyliśmy... To było święto - jedno wielkie święto radości... Potem adoracja... Do późnych godzin nocnych... Czasem nie wytrzymywałam na klęczkach, ale nikt nikogo nie osądzał - można było usiąść na karimacie, wtulić się w siebie, okryć kocem (siedzieliśmy na dworze, nad nami zaczynały świecić gwiazdy) i wsłuchiwać w pieśni nucone przez chór młodych wolontariuszy... Bardzo często zdarzało mi się w Polsce nudzić na Mszy - po prostu. Trwała często tylko 45 minut, ale czy pieśni, czy nawet kazanie nie rozpalały mnie, wydawały się czasem takim... odbębnieniem? Nie wiem... Powiedziane czy śpiewane po to, by powiedzieć czy odśpiewać... Brakowało mi w polskim kościele tej radości... A tam... To przestało być problemem... Nie czas trwania jest istotny, ale sposób prowadzenia... Tam byłam pijana Chrystusem. Wracałyśmy z ciotką późną nocą, chichocząc, śmiejąc się, szczęśliwe po prostu... Szłyśmy spać, a budziłyśmy o świcie, bo droga krzyżowa... Witało nas budzące się słońce...
Mój mąż twierdzi, że jestem ateistką, ale to nieprawda. Inaczej nie wierzyłabym w nic, ewentualnie w człowieka... Ale ja czuję, że jest coś więcej. Nie wiem tylko, czy w kościele tym czy innym, czy w wierze tej, czy tamtej... Może to wina moich studiów (kulturoznawstwo)... Stwierdziłam, że nie ważne, jakie mam poglądy dotyczące wiary - najważniejsze, żeby być dobrym człowiekiem. Czy wierzy się w Boga, czy nie... Żeby móc spojrzeć sobie w oczy, żeby świat czynić lepszym... Każdego dnia... Rozpalać w dzieciach szacunek do samych siebie i do innych. Miłość do bliźniego, ale też dbałość o siebie - by nie uszczęśliwiać innych kosztem siebie... Znaleźć złoty środek... Nie robić krzywdy, mieć nadzieję, wewnętrzną radość, ciepło...
I myślę, że to nas wszystkich do siebie przyciąga - to ciepło właśnie - które nie musi mieć poparcia w wierze... Nie musimy mieć tych samych poglądów, ale jeśli się szanujemy, jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, wychodzimy do niego z miłością i uwagą, inni to czują... I oddają... I tworzą się więzi, poczucie wspólnoty...
Bardzo Cię podziwiam i szanuję. I uwielbiam do Ciebie zaglądać. Za to ciepło, wiarę i nadzieję... :* Dajesz mi siłę i wiarę, że świat jest dobry i piękny :) Że można. Że warto.
Dziękuję Ci, Kochana!
PS. Chora jestem, wychodzę powoli z tygodniowego przeziębienia (i potwornego kaszlu, którym budziłam szumiącego misia naszej córki ;)), a dzięki temu wpisowi (czytanemu do śniadania) jakoś tak poczułam się miło... Sympatycznie... Zwyczajnie dobrze... I dał mi siłę na cały dzień. A może nie tyle siłę, co uśmiech - ciepło w sercu. I o wiele milej mi się robiło wszystko... Czy praca, czy przyjemność. Czy coś z góry zadanego, nie do końca chcianego, czy odwrotnie. Fajny to był dzień. Dziękuję :)
UsuńOj Martuś bardzo mi przykro, że jesteś chora. Życzę Ci zdrowia i sił. Cieszę się, że ten wpis poprawił Ci nastrój. Wahałam się bardzo czy go opublikować, bo ja jak już zauważyło wiele osób nie z tych co to wylewne i zwierzają się ;)
UsuńDoskonale rozumiem Twoje rozczarowanie. Trudno człowiekowi, zwłaszcza młodemu, z takich uniesień przenieść się na tę można powiedzieć trochę szarą rzeczywistość.
Trudno znaleźć w życiu ten złoty środek, ale warto wsłuchiwać się w to co podpowiada nam serce.
Człowiek niestety często zawodzi, mimo dobrych chęci. Trudno jest gdy pokłada się w nim całe swoje nadzieje, a on zawiedzie. Inaczej jest z Bogiem. Warto wierzyć i ufać, bo on nas nigdy nie opuści i nie zawiedzie.
Czytałam jakiś czas temu na jednym u jednej blogerki, że dla bogiem jest matka, każda matka, która bezgranicznie kocha swoje dziecko. A co jeśli ta matka umrze, jak to dziecko jest maleńkie. Jaki jest wtedy sens naszego życia, gdzie ten bóg- matka. Mnie ufna wiara dawała wielką siłę. Zwłaszcza, gdy podrosłam i byłam świadoma tego, że moja rodzona mam zmarła. Cieszyłam się, że nie jestem sama, choć tu na ziemi miałam wiele osób, które troszczyły się o mnie. Miałam tatę, kochające babcie, ciocie, a później drugą mamę i siostry, to jednak nic nie zastępowało mojej wiary, że Bóg nade mną czuwa. Że to On kocha mnie najbardziej i to On najbardziej się o mnie troszczy. Czasem człowiek złości się na cały świat, nawet ten mały i dobrze jak ma tą świadomość, że jest Ktoś, kto kocha go nade wszystko. Zwłaszcza wtedy, gdy zaczyna wątpić w miłość rodziców. Choćby nie wiem jak się rodzice starali to przyjdą takie chwile, że dziecko będzie się złościć choćby w skrytości serca na rodziców, czy innych bliskich. Dobrze jak ma zakorzenioną ufność i wiarę w to, jak mówią słowa psalmu" Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie."
Wiara w Boga daje siłę i warto poszukać swojego miejsca w Kościele. Może w jakieś wspólnocie, w której również pielęgnowana ta radość z bycia dzieckiem Boga bo łatwo jest o tym zapomnieć.
Dziękuję, że podzieliłaś się swoim świadectwem. To bardzo ważne, aby szanować innych. Wierzę, że dobro przyciąga. Jeszcze raz życzę zdrowia i mocno przytulam!
Masz rację. Taka myśl może być bardzo budująca :) Nie jest się samym na świecie. Nigdy.
Usuńpiękne świadectwo! chwała Panu :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMiałam taki czas, kiedy sprawy Boże były w naszej rodzinie spychane na dalszy plan, z perspektywy czasu już wiem, ze Pan daje łaskę wiary, życia bożego, jeśli uzna, że ktoś jest gotowy, i u nas tak było. Mój mąż był z rodziny, gdzie nie było wiary, anu bożego wychowana, po kryjomu ochrzciła go babcia, a potem nikt się jego rozwojem duchowym nie zajmował, po mimo to przed naszym ślubem przyjął sakramenty i wszystko potoczyło się "dobrze". Ale nie był to też czas naszego regularnego bywania w kościele i modlitwy, to przyszło po wielu latach, naznaczone bolesnymi wydarzeniami, które przewartościowały nasze życie, straciliśmy dwoje dzieci, to był ten punkt zwrotny w naszym życiu, pierwszy raz widziałam mojego męża płaczącego,po pochowaniu dzieciątka, od tamtej pory pogłębiamy naszą wiarę i nie wyobrażamy sobie życia bez Boga i uczestnictwa w życiu kościoła, mamy bliskich znajomych, którzy nas umacniają w wierze, nasze spotkania są pełne rozmów o bożych sprawach, to niezwykła siła sprawiła, że tak się potoczyły nasze losy i droga do Najwyższego, za co codziennie Mu dziękuję ;) Piękne świadectwo Izuniu, mam nadzieję, ze i my dostąpimy kiedyś zaszczytu spotkania się z Wami ;)
OdpowiedzUsuńbuziaki!
Uleńko dziękuję za Twój komentarz. Jest dla mnie bardzo cenny. To bardzo przykre, że musieliście przejść tak trudną drogę, na początku małżeństwa. Cieszę się, że tak wspaniale wychowaliście swoje córki. Bardzo mnie umacniasz swoimi wpisami i inspirujesz. Też wierzę, że się kiedyś spotkamy. W końcu już było tak blisko.
UsuńPozdrawiam Cię i dziękuję!
Może w tym roku będzie nam dane ;)
UsuńSzkoda,że wiele osób,które wracają do Kościoła boi się do tego przyznać. A może się wstydzą? Ja od kilku lat przeżywam odejście od wiary najbliższej mi osoby. l cóż mogę zrobić? Nie poddawać się i modlić o Jego nawrócenie albo odpuścić i także przestać chodzić na msze. A nie jest mi przyjemnie siedzieć w ławce samej jak palec, zwłaszcza w święta... A życie bez wiary, bez Boga to tylko marna egzystencja. Wierzę- moja wiara to moja siła i nie wyrzeknę się jej, choćby była nie wiem jak niemodna ;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się Moniu, że się nie poddajesz. Mam nadzieję, że modlitwy zostaną wysłuchane i serce bliskiej osoby zostanie skruszone i wkrótce znów będziesz miała w ławce towarzystwo :) A nawet jeśli tak się nie stanie, to pamiętaj, że nie jesteś sama.
UsuńPrzytulam mocno i zachęcam Cię do pisania swojego bloga. Cieszę się, że pierwszy krok zrobiony. Tak trzymaj!
Opowiadałam wczoraj we wspólnocie m.in. o Twoim blogu, jak umacnia mnie w wierze w tym trudnym świecie, w którym na co dzień przyszło mi żyć, z którego usiłuje się wyrzucić Boga. To właśnie m.in.przykład i kontakt z innymi wierzącymi jest umocnieniem, jest uśmiechem i obecnością Pana Boga, gdy za nim tęsknimy. Lęk jest jak trujący gaz, wciska się najmniejszą szczeliną, ale gdy pamiętamy od kogo pochodzi, nie zapanuje nad nami. Jestem bardzo lękliwą osobą, ale dzięki Bożej łasce mam w sercu wymodlony Boży pokój. Błogosławieństwa Bożego na cały nowy tydzień :)
OdpowiedzUsuńDorotko cieszę się bardzo i jest mi ogromnie miło, że w pewien sposób stałam się cząstką Twojego życia. Fajnie, że należysz do wspólnoty. To wielki dar. Dziękuję Ci za to, że dzielisz się swoim życiem z innymi:)
UsuńDziękuję za ten post. Cieszę się bardzo że w internecie można znależć tak przytulny zakątek jak Twój, gdzie jest pełno miłości i obecna jest wiara w Ukochanego Boga. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńMoniko również pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję, że odwiedzasz domowy zakątek :)
UsuńJestem ewangeliczką i w naszym kościele bardzo dużą rolę odgrywają żony księży.Cudowna Pastorowa Lidzia Czyż już od wielu lat organizuje Śniadanie dla kobiet, które odbywa się nie w kościele lecz w hotelu Gołębiewskim.Przyjeżdżają na nie kobiety z całej Polski w różnym wieku.Super przeżycie.Jest w internecie strona z nagraniami i zdjęciami.Pani Lidzia jest też autorką trzech książek na podstawie prawdziwych historii.Jeżeli nie znasz ich to chętnie Ci prześlę,bo już przeczytałam.Również w Wiśle - Jaworniku są konferencje dla kobiet.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBożenko cieszę się, że napisałaś. Bardzo lubię artykuły p. Lidii, które czytam w czasopiśmie Nasze Inspiracje, które nie łatwo dostać w empiku, ale mam zimowy numer i bardzo mi się podoba artykuł o babciach. Nie znam jej książek i chętnie przeczytam. Jeśli chodzi o spotkania dla kobiet, to ja zapisałam się na marcowe Obdarowana mądrością, które odbędzie się w Wiśle ;) Czy Ty też się wybierasz? Takie śniadania dla kobiet to fantastyczna inicjatywa! Czy Ty mieszkasz w pobliżu Wisły? Jeśli miałabyś ochotę wybrać się na herbatkę do domowego zakątka to zapraszam!
UsuńU nas podobnie jeśli chodzi o uczestnictwo we Mszy Świętej zawsze razem z dziećmi, po urodzeniu kilka tygodni zostawałam w domu z Maleństwem, a później chodziliśmy a raczej jeździliśmy (mamy 7 km do kościoła) razem tylko my z dzieckiem na ręku. Niemowlę czasem kwiliło, to był smoczek czy picie, ale większych problemów nie mieliśmy, nasze dzieci nigdy nie oddalały się od nas podczas mszy wszystko tak naturalnie. Powiem Ci jeszcze, że był czas kiedy wiosną i latem jeździliśmy na 7 godzinę na mszę, to każdy dziwił się że dzieci wstały, ale to nic dziwnego, bo przecież dzieci wstają o świcie, kiedy jest wolny dzień od pracy ;-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam mocno
Cieszę się, że macie podobne doświadczenia w wychowaniu w wierze. To wymaga wiele wysiłku, zwłaszcza jak dziecko już nie leży tak potulnie w wózku i trzeba je zabawiać. O tak zegar biologiczny dzieci, zwłaszcza w weekendy jest zaprogramowany tak, że pobudki są wtedy o nieludzko wczesnych porach!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję Ci za ten wpis:-) Zainteresowalaś mnie tym czasopismem Anioł Stróż, gdzie go kupujesz? Chciałabym odnaleźć gdzieś jakiś artykuł o tym jak wytłumaczyć dziecku 5-letniemu, gdzie jest jego zmarły braciszek. Mimo, że był przygotowywany na to, że braciszek będzie aniołkiem (byłam w ciąży...W ciąży letalnej niestety) choć do końca wierzyliśmy w cud. Mam nadzieje, że wytlumaczylismy mu z mężem wszystko na dziecięcy rozum...Ale może to jednak zbyt malo.
OdpowiedzUsuńPS. Często do Ciebie zaglądam mimo, że rzadko zostawiam komentarz.
Niestety nie łatwo dostać to czasopismo, ale ja najczęściej kupuję je w Empiku. Ostatnio kupiłam je w Częstochowie w księgarni katolickiej ale myślę, że najlepiej zamówić prenumeratę przez internet, wtedy mamy pewność, że żaden numer nas nie ominie. Jeśli możesz to prześlij mi swój e-mail, a napiszę do Ciebie i coś Ci prześlę :)
UsuńDobrego dnia życzę!
Witaj Mamo M. i K.
Usuńja mam kilka zdublowanych egzemplarzy „Anioła Stróża ". Jeśli chciałabyś je otrzymać, to chętnie Ci je przeslę. Daj znac! Pozdrawiam :)))
Przepiękny post, Izuś. Jeden z Twoich najpiękniejszych. Jestem wzruszona.
OdpowiedzUsuńDziękuję Joasiu za komentarz i za email!
UsuńPrzytulam mocno!
To tylko dowód na to, że wiadomo, że to ciepło bijące z Waszych migawek codzienności ma odbicie i korzenie w czymś głębszym :) tak tylko i AŻ po prostu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję Ci Kochana!
UsuńNajważniejsze, by być szczęśliwym... By byc radosnym, zdrowym i żyć w zgodzie ze sobą. Uwielbiam Twoje domowe, pełne ciepła wpisy!
OdpowiedzUsuńuściski dla Was:)
Dziękuję Natalio i ciepło Cię pozdrawiam!
UsuńIza
Piękne świadectwo. Dziękuję Ci za nie. Ten post jest rzeczywiście dość osobisty, ale tak naprawdę całym blogiem dajesz świadectwo o Bogu. Radością, ciepłem, dobrocią, a to przecież wszystko pochodzi od Niego. Modlitwa za dzieci piękna. My ostatnio przyłączyliśmy się do różańcarodziców, żeby otoczyć naszego Synka pokładami modlitwy.
OdpowiedzUsuńWszelkiego dobra
Cudowny i inspirujący wpis i wspaniałe świadectwo wiary:) Nie znałam tych czasopism, zaczynam je poszukiwać, ja bardzo lubię czasopismo Don Bosco, ale to dla rodziców i wychowawców, bo pracuję w szkole salezjańskiej, bardzo mi pomaga też w wychowaniu córki, a córce kupuję "Olę i Jasia", to dla przedszkolaków, ale również bardzo ładne:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło:)
Magda
Iza Ty nie musisz głosno mówić o swojej wierze, bo Twoje życie jest juz tego pięknym świadectwem :)
OdpowiedzUsuńTwój wpis jest dobrą niedzielną katechezą :)
pozdrowienia serdeczne!
Basia
Iza, jestem zdania że wiara buduje odpowiedni kręgosłup moralny. Ważne tylko, by nie zatrzymała się na etapie podstawówki, jak to czasem bywa w wypadku tych, co przecież wiedzą lepiej ;)))
OdpowiedzUsuńDobrze jak w rodzinie Pan Bóg ma swoje zasłużone miejsce, to umacnia.
Czego Wam serdecznie życzę.
Piękny wpis! My również uczestniczymy razem z dziećmi na mszy św. od maleńkości. Najtrudniej było nam z pierwszym synkiem, ponieważ był płaczliwy i nerwowy, jednak wytrwaliśmy mimo wszystko i po pewnym czasie uspokoił się w kościele ;-) Również uwielbiam muzykę chrześcijańskiej i w zasadzie słucham tylko takiej zarówno polskiej jak i zagranicznej ;-) Pozdrawiam i dużo zdrowia życzę!
OdpowiedzUsuń