środa, 28 września 2016

Jak ty to robisz?



"Spotkania z ludźmi sprawiają, że życie warte jest przeżycia"


Jeszcze nie zdążyliśmy wrócić ze szkoły do domu, a Niko już jęczał, żebym mu kogoś zaprosiła. W ostateczności wziął sprawy w swoje ręce i podszedł do mamy jednego z kolegów i zapytał, czy może do niego jechać. Mama kolegi oczywiście się zgodziła. Zadziwia mnie jego odwaga i zaradność.
 Dominik w czwartek klasie ma dużo więcej lekcji i Niko w tym czasie szuka sobie zajęcia. Choćbym nie wiem jakie zajęcie mu wymyśliła do wspólnego robienia nic nie zastąpi zabawy z bratem czy kolegami.
Mam trzy siostry i mnóstwo kuzynów i kuzynek. Mieszkałam na ulicy, gdzie prawie każdy sąsiad był ciocią lub wujkiem. Na ulicy mieszkało dużo dzieci i wciąż panował tam gwar. Moja mama nigdy nie dzwoniła do nikogo aby zaprosić go na zabawę. Po prostu wychodziło się na podwórko lub szło się po kogoś.
Kiedy po ślubie przeprowadziłam się do mojego męża nie znałam tutaj zupełnie nikogo. Ślub mieliśmy w Boże Narodzenie, a ja wtedy jeszcze uczyłam w szkole i byłam pochłonięta przygotowywaniem do sesji zimowej oraz urządzaniem naszego pokoju, który wtedy zajmowaliśmy. Na przełomie stycznia i lutego wiedziałam już, że pod moim sercem mieszka mały człowieczek. Mąż wracał wtedy do domu po 15, a ja początek ciąży w dużej mierze przespałam.  Wiosna nadeszła bardzo szybo,a za nią lato. Wiosną byłam pochłonięta zakładaniem ogródka, szydełkowaniem i szykowaniem wyprawki dla naszego synka. Przyszedł jednak ten moment, że zaczęło mi brakować tutaj na miejscu jakiejś bratniej duszy. Mieszkamy na ulicy, gdzie młodych małżeństw jeszcze wtedy nie było. Byliśmy pierwszym. W czerwcu za mąż wyszła sąsiadka, mieszkająca dwa domy dalej, ale jakoś nie mieliśmy kontaktu. Na przeciwko budował się dom i lada moment miało się wprowadzić tam małżeństwo z wtedy 5 letnią dziewczynką.
To był czas, w którym odkryłam forum Babyboom. Nie działałam tam jakoś aktywnie, ale to było moje pierwsze takie zetknięcie z internetem i z możliwością poznawania ludzi wirtualnie.

23 września urodził się Dominik. Tak się wszystko ułożyło, że mieliśmy możliwość spędzania w trójkę większości czasu. Opieka nad maluszkiem sprawiała, że ciągle byłam zajęta i skupiona na tym małym człowieczku. Dużo spacerowaliśmy w tym czasie i marzyłam o tym, aby mieć jakąś mamę do wspólnych spacerów. Minęła jesień, zima i nadeszła wiosna. Zaczęłam bardzo tęsknić, za tym, aby mieć tu kogoś bliskiego.
Miałam dwa wyjścia, albo czekać na cud jak to się stanie, albo wziąć sprawy w swoje ręce.
Od pierwszych tygodni zabieraliśmy Dominika do kościoła i to cudowne miejsce już wiele razy pomogło mi poznać wspaniałych i kochanych ludzi.
Będąc w ciąży z Dominikiem moją uwagę przykuwały inne mamy z brzuszkami. Kiedy urodził się Dominik wypatrywałam mam z wózkami :)
Upatrzyłam sobie właśnie w kościele jedną mamę. Między naszymi dziećmi jest 7 miesięcy różnicy, a rozmowa zaczęła się od ząbków, których Marysia miała już wtedy dużo, a Dominikowi przebijały się pierwsze. Od tego spotkania nasze spacery kierowały się na ulicę, na której mieszkała Marysia. Spacerując przyciągaliśmy do siebie inne dzieci. Nie wiem jak to się działo, ale to było niezwykłe, zwłaszcza wtedy, gdy Dominik zaczął chodzić i podchodził do każdej bramy, w której słyszał dzieci.
Były dni, kiedy przy naszym wózku spacerowało kilkoro dzieci.
Pierwsze lato Dominika, to był również czas, kiedy na świat przyszła nasza mała sąsiadka i to była ogromna radość.
Zawsze byłam osobą nieśmiałą, a wtedy nie wiem, czy macierzyństwo tak na mnie podziałało, ale nie miałam blokady. Widząc maleńką Ewunię z mamą poszliśmy się przywitać z nową sąsiadką. Nasze bliższe relacje nawiązały się, gdy pewnego razu spotkaliśmy się w centrum handlowym. Jeszcze mam zdjęcie, które wtedy sobie wspólnie zrobiliśmy. To tam wymieniłyśmy się telefonami i adresem mailowym, w celu przesłania zdjęcia. To wtedy również zaczęła się nasza sąsiedzka przyjaźń i przygoda. Od razu zaprosiliśmy ich do nas, jednak tak się wszystko ułożyło, że to my wybraliśmy się do nich. Czułam wtedy ogromną radość. Widywałyśmy się dość często, a nawet bardzo często. Nasze dzieci właściwie wychowywały się razem w tym początkowym okresie. Dzieliłyśmy się radami, pomysłami, a przede wszystkim swoją obecnością.
Pisząc to wzruszam się bo bardzo tęsknie za tym czasem. Dziś nadal jesteśmy blisko, ale wiadomo, że obowiązki domowe, rodzicielskie, a przede wszystkim szkolne i pozaszkolne, sprawiają, że widujemy się dużo rzadziej. Życie naszych dzieci tak się potoczyło, że Ewa poszła rok wcześniej do szkoły i nasze dzieci teraz są razem w jednej klasie. Bardzo się cieszę z tego powodu i dzieci również.
Kiedy Dominik był mały nie było u nas żadnego placu zabaw. Nie ma też parku, takiego po którym się spaceruje i można kogoś spotkać siedzącego na ławce i przyglądającego się bawiącym dzieciom. Na naszych ulicach są takie dziury i piach, że ciężko było pchać ten wózek. Jesienią tak się kopci z kominów, że ciężko wytrzymać i trzeba uciekać. Mimo to spacerowaliśmy dużo i wiosną, latem, jesienią i zimą. W pogodzie i niepogodzie. Nawet starsze sąsiadki czasem mnie zaczepiały i pytały czy on nie choruje, po tych spacerach? Od czasu do czasu z tych spacerów wracaliśmy z jakimiś dziećmi. Pamiętam zdziwienie koleżanki, która pracowała i zostawiała córeczkę z dziadkami, gdy ją zapytałam czy możemy zabrać malutką do siebie na wspólna zabawę. Ja sama sobie też się dziwiłam, że zbierałam się na taką śmiałość.

Nasz dom zawsze był otwarty dla odwiedzających. Najwięcej dzieci zaczęło do nas przychodzić po drugich urodzinach Dominika, na które zaprosiliśmy małych i dużych przyjaciół. Po drugich urodzinach mimo, że byłam w ciąży z Nikusiem tych dzieci przybyło. Zaczęły częściej przyjeżdżać moje kuzynki, koleżanki i było bardzo wesoło. Na dysku mam mnóstwo zdjęć z tych wspólnych zabaw i odwiedzin i bardzo lubię do nich wracać.
Od wiosny do jesieni dużo czasu spędzaliśmy na dworze, bawiąc się w piasku, na huśtawce, czy ucztując przy stole lub na piknikach. Mam takie trzy ulubione pikniki z przyjaciółmi. Pierwszy to taki, na który z sąsiadką zabrałyśmy dzieciaki w rykszy na rowerach, na boisko. Drugi nad wodą po narodzinach Nikusia, z naszymi przyjaciółmi, których poznałam będąc z Nikusiem w szpitalu przed porodem. Trzeci pod zamkiem w Bobolicach z przyjaciółką z liceum i jej rodzinką, która przyjechała do nas na dwa dni.
Uwielbiam pikniki i wspólne biesiadowanie, a to z dziećmi jest najpiękniejsze.

Nie boisz się tak zapraszać obcych ludzi do domu? - wiele razy słyszałam to pytanie. Mam jednak to szczęście, że przyciągam ludzi dobrych i tacy goszczą w naszym domu.

Kiedy urodził się Nikuś zaczęliśmy rzadziej spacerować.
Na podwórku mieliśmy własny plac zabaw, z huśtawkami, piaskownicą, domkiem i zjeżdżalnią, a latem z pompowanym basenikiem. To nam wystarczało. U sąsiadki również plac zabaw, więc odwiedzałyśmy się wzajemnie. Odwiedzały nas też dzieci. Jak już szliśmy na spacer to obok wózka Nikusia, przy Dominiku spacerowało z nami jeszcze kilkoro dzieci.
To mi dawało radość i spełnienie.
Jesienią i zimą zapraszałam dzieci do domu, na wspólne zabawy, zajęcia kreatywne czy wspólne pieczenie ciasteczek.
Przed świętami tradycyjnie z sąsiadką i dzieciakami spotykałyśmy się na dekorowaniu pierniczków.

Przyszedł ten czas, kiedy rówieśnicy Dominika i dzieci młodsze chodziły do przedszkola, a my musieliśmy zacząć organizować sobie czas inaczej, bo Dominik poszedł do przedszkola dopiero jako 5 latek, a i tak bywał tam bardzo rzadko.
Starałam się cały swój wolny czas poświęcać dzieciom. W naszym domu pojawiało się coraz to więcej nowych książeczek, gier planszowych. Działaliśmy wtedy również intensywnie kreatywnie. Z tego okresu pochodzą grubaśne segregatory z rysunkami. Z Dominikiem bardzo dużo czytaliśmy, dzięki czemu już jako 4 i pół latek umiał czytać. Nikuś naśladując brata chciał robić to co on i bardzo szybko stał się świetnym lego towarzyszem:)
Był to czas, kiedy przeprowadzaliśmy się na nasze pięterko i wtedy właśnie założyłam bloga.

Blog dodawał mi odwagi i był taką moją wspaniałą odskocznią od codzienności, którą zaczęłam się z Wami dzielić.
Nie umiem dawać rad, ale wiem, że jest wiele mam, które nie umieją odnaleźć się w nowej roli w nowej sytuacji. Dostałam kiedyś maila od dziewczyny, która przed ślubem marzyła, żeby mieć taką rodzinę jak ja. Po ślubie była zdesperowana, bo nie wiedziała jak w domu poradzić sobie z codziennymi wyzwaniami, takimi jak gotowanie, pranie, czy nawet sprzątanie. Żaliła się, że niczego się w domu nie nauczyła, bo jedynym jej obowiązkiem było całkowicie skupić się na nauce i niczym innym sobie nie zawracać głowy. Wiem, że nie jest jedyna, bo osobiście znam dziewczyny, którym przychodzi nie tylko pomóc posprzątać, ale i wyprać oraz prasować.


Uśmiecham się czytając w mailach pytanie, jak ja to robię, że u nas tyle znajomych, dzieci?

Przyznam, że to była długa droga, ale to co mogę doradzić, to przede wszystkim:

1. Wyjdź z domu- nikt do Ciebie sam nie przyjdzie nie zapuka, no chyba, że mieszkasz w blokach i masz takiego małego rezolutnego sąsiada, jak ma moja siostra, który schodząc po schodach często puka do jej drzwi;) W mieście na pewno jest więcej możliwości poznania ludzi, bo są parki, place zabaw, kawiarnie, klubokawiarnie i bawialnie dla rodziców z dziećmi

2. Rozmawiaj - to było dla mnie najtrudniejsze, no bo jak tu zagadać i co ja powiem. Dzisiejszy post będzie bardzo długi, ale przy okazji rozmawiania napiszę Wam sytuację, która zdarzyła mi się dwa tygodnie temu. Wracaliśmy na nogach ze szkoły. Niko skończył wcześniej, więc poszliśmy do sklepu na lody i tam miał do nas dołączyć Dominik. Niko zobaczył swoją koleżankę z klasy i zaczął jęczeć, że on bardzo chce kogoś do nas zaprosić. Był zaskoczony moją reakcją bo powiedziałam mu żeby podszedł do koleżanki i zapytał, czy chce do nas przyjść? Ucieszyła się bardzo, a dziadek zgodził się bez problemu. I tak całą czwórką szliśmy do domu. Po drodze przysłuchiwałam się ich rozmowie, o nowym koledze z klasy. Współczuli mu bardzo, że płacze codziennie, że tęskni, że nie może nadążyć, a wczoraj to nawet z tego płaczu, aż zwymiotował. Żal mi się też go zrobiło i powiedziałam, że szkoda, że nie wiemy gdzie mieszka, bo byśmy go zaprosili. Wtedy właśnie Weronika wyrecytowała jego adres. Było to po drodze, więc postanowiliśmy podejść i zobaczyć, który to dom. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam mamę Franka na podwórku. Ona też się zdziwiła widząc naszą czwórkę pod jej domem. Wtedy nie wiedziałam co powiedzieć i zapytałam czy jest Franek w domu, bo chcieliśmy go do nas zaprosić. Mama pokiwała ramionami. Myślę, że była w lekkim szoku. Zapytała Franka, który był w domu, a my usłyszeliśmy jego okrzyk radości. Okazało się nawet, że Franek w tym dniu miał swoje urodziny, a my zapraszając go umililiśmy mu ten wyjątkowy dzień. Dzieci to rzeka tematów to rozmów, a najtrudniejsze są pierwsze słowa. Najczęściej jest to pytanie o wiek dziecka, czy imię, a później to jakoś rozmowa sama się układa.

3. Weź kontakt- ile razy miałam tak, że żałowałam, że od razu nie dowiedziałam się czegoś więcej, że nie wzięłam kontaktu. Na szczęście w takich sytuacjach, często z pomocą przychodził mi Facebook, a wcześniej Nasza Klasa, na której właśnie odnalazłam Kasię, z którą leżałam  w szpitalu. Wiele zaproszeń, było właśnie za pośrednictwem portali społecznościowych

4. Zaproś- nie czekaj, aż ktoś to zrobi pierwszy. Jeśli osoba wydaje Ci się warta zaproszenia, to nie patrz na to czy mieszkasz w bloku, w niewykończonym domu, czy w jednym pokoiku. Liczy się spotkanie.

5. Bądź przygotowana- dziś zapraszając gości myślimy, że musimy mieć w domu pięknie umeblowane, wysprzątane i suto zastawiony stół. Owszem to wszystko jest ważne, ale nie aż tak ważne jak drugi człowiek. Z doświadczenia wiem, że jak częściej odwiedzają nas goście, to potrafimy się bardziej zorganizować. Mama zawsze uczyła nas, żeby rano po obudzeniu ogarnąć w domu tak, że jak odwiedzi nas ktoś niespodziewanie, to nie będziemy wstydzić się bałaganem. Wiemy, że wtedy mało kto umawiał się wcześniej na wizytę. Zazwyczaj kto przychodził z wizytą przynosił ze sobą jakieś kruche ciastka, czekoladę lub kawałek ciasta, a jak nie to leciało się szybko po paczkę ciastek do kawy i było super. Takie odwiedziny wtedy były dość często, a poranna kawa z sąsiadkami, była obowiązkowa.

6. Zrób coś dobrego- jeśli wcześniej się umówiłaś to masz czas, żeby coś upiec lub przygotować. nawet jeśli ktoś nie potrafi piec, to jest mnóstwo przepisów i pomysłów na przysmaki bez pieczenia. Jeśli nawiązałaś już jakieś znajomości i chcesz kogoś zaprosić na spacerze, to możesz kupić coś po drodze, lub wcześniej przygotować sobie w domu puszkę, na przysmaki dla gości. Dobrze mieć taką w szafce schowaną przed dziećmi. Czasem przywożę do nas dzieci prosto ze szkoły i nie mam jak się zatrzymać po drodze. Mimo, że wydaje mi się, że nie mam nic czym mogłabym poczęstować, to przypomni mi się, że jakieś lody są w zamrażalce, a w szafce budyń się znajdzie do ugotowania i kolorowa posypka jest, a do jedzenia to zapiekanki z serem, albo frytki z ziemniaków, a na szybko to nawet muffinki z dzieciakami można upiec. Pół godziny i gotowe.

7. Zorganizuj coś- może nazbierałaś w parku kasztanów i chciałabyś zaprosić kilka mam z dzieciakami na wspólne robienie ludzików, a może masz w domu fajne farby, czy kredki do malowania twarzy. Przed Wielkanocą możesz zaprosić na dekorowanie ciasteczek, a zimą na dekorowanie pierników. Może kupiłaś wielkie pudło kolorowej kredy? Zabierz je na plac zabaw, to przyciągnie dzieciaki.

8. Stwórz coś- był taki czas, że z dzieciakami swoimi i "cudzymi", czas spędzało mi się na tyle dobrze, że z kilkoma koleżankami zorganizowałyśmy Klub Malucha. Zaczęło się od tego, że z naszym nowym wtedy proboszczem podzieliłam się moim pomysłem na warsztaty plastyczne z dziećmi. Zapytałam, czy byłaby możliwość zorganizowania takich przy Kościele. Ksiądz zgodził się bez problemu i pierwsze warsztaty powstały z okazji Dnia Babci i Dziadka. Zaraz po tym dniu zaczynały się ferie i wpadłyśmy na pomysł, aby w tym miejscu zorganizować ferie dla dzieci. Przychodziło po ok, 10-13 dzieciaków a raz myło ich nawet więcej. Codziennie przez dwa tygodnie organizowałyśmy na kilka godzin czas dzieciom, które przychodziły z mamami lub babciami. Na zakończenie ferii był bal przebierańców. Były warsztaty walentynkowe z dekorowaniem ciasteczek i wielkanocne, po których zorganizowałyśmy kiermasz. Do tej pory wszystkie materiały, przynosiłyśmy z domu, ale wiadomo, że przy takiej ilości dzieci wszystko szybko się skończyło. Mamy miały naprawdę fajne pomysły i bardzo się zaangażowały.
Po kiermaszu zorganizowałyśmy warsztaty z okazji Dnia Mamy. Były to chyba najfajniejsze warsztaty. Do dziś z sentymentem przeglądam zdjęcia portretów mam, wazoników, serc z papierowej wikliny i kolczyków, które dzieciaki przygotowały wtedy.To był piękny dzień i ogromna radość.
Stworzyłyśmy coś naprawdę fajnego, którego owocem był Klub Malucha, który działał jeszcze przez dwa lata. Niko chodził już wtedy do przedszkola i zaczęłam udzielać się bardziej w szkole i przedszkolu, ale dziewczyny kontynuowały to dzieło. Teraz dzieciaki, które na niego chodziły, rozpoczęły szkolną przygodę i póki co działanie klubu jest zawieszone.
Czytałam nie dawno książkę Kapłanki czy kury? i tam jedna z mam również założyła klub dla mam.To jest coś fantastycznego.

9. Utrzymuj kontakt- z czasem , gdy przybywa nowych obowiązków, mogą pojawić się trudności w spotykaniu, ale mimo to dzwoń, pisz, pielęgnuj tę znajomość. Ja mam kilka takich zaniedbanych i mam nadzieję, że uda mi się je odbudować. Żal mi na myśl, że mogłabym stracić te przyjaźnie i znajomości.

10. Zorganizuj urodziny- urodziny dziecka, to jeden z najpiękniejszych dni w roku. Pamiętam dzień kiedy przyszłam po Nikusia do przedszkola, a on podzielił się ze mną wielką radością, że dał kolegom zaproszenia na swoje urodziny. Zdziwiłam się ogromnie, bo był październik, a Nikuś obchodzi urodziny dopiero w lutym, czyli do urodzin były jeszcze 4 miesiące. Zastanawiałam się też co za zaproszenia dał tym dzieciakom. Okazało się, że z kartek , które dawała im pani do rysowania on zrobił te zaproszenia. Nasz niespełna 5 latek pozginał kartki, narysował ludziki i napisał jak umiał, że zaprasza. Tak bardzo pragnął nie tyle tych urodzin, co spotkania w domu, zaproszenia do siebie kolegów. Na 5 urodzinach Nikusia nie było aż tak dużo dzieci, ale na 7 urodziny zaprosiliśmy całą klasę czyli 22 dzieci.Ten dzień był bardzo ważny dla naszego syna. To było wielkie wyzwanie, żeby ugościć wszystkich. Pytanie które się nasuwało, to jak my ich pomieścimy. Zsunęliśmy ławy, deski owinęliśmy kocami i służyły jako ławki, było kolorowo i radośnie. Dzieciaki zadowolone bo wyszły z drobnymi upominkami. Przygotowanie przyjęcia wymaga wiele wysiłku, ale radość dziecka jest bezcenna, a dla nas rodziców satysfakcja gwarantowana:)








Życie naszych dzieci ma swoje etapy. Każdy z nich przynosi coś nowego i pięknego. Najważniejsze, aby w każdym z tych etapów wyłapać te cudowne chwile, momenty i odważyć się ubarwiać naszą codzienność nowymi znajomościami, z których z czasem kto wie, może i zrodzi się przyjaźń.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wpis trochę chaotyczny, ale nie mam "lekkiego pióra". Czekał on dwa tygodnie na opublikowanie. Dziś miałam cudowne spotkanie z koleżanką, która właśnie dwa tygodnie temu po raz pierwszy mnie odwiedziła, a dziś to ja byłam u niej. Siedziałyśmy przy kominku, jedząc pyszną szarlotkę z kruszonką i lodami o smaku białej czekolady i było cudownie.
Każde takie spotkanie motywuje mnie do działania i inspiruje.
To spotkanie i wpis u Oli, zmotywowały mnie, aby opublikować te refleksje. Kto wie, może któraś z Was odważy się, żeby wreszcie zaprosić ta sąsiadkę z piętra wyżej, albo tę mamę z klasy, która nie dawno się sprowadziła, albo nawet zanieść kawałek ciasta sąsiadce, która ze swej starości już nigdzie się nie rusza, tylko większość dnia w oknie siedzi :) Może dzieciaki jakiś rysunek dla niej zrobią, albo laurkę.
A Wy macie jakiś bliskich sąsiadów, znajomych w pobliżu, przyjaciółki, sąsiadki - bratnie dusze? Jestem ciekawa, czy miałyście może podobne doświadczenia w nowym miejscu?

13 komentarzy:

  1. Iza dobrze się stało, to nie mógł być przypadek :-) cieszę się ze jeszcze wtedy miałam konto imienne na Nk tak że udało Ci się mnie odnaleźć, swoją drogą nigdy Cię nie pytałam i nie wiem jak zapamietalas moje nazwisko i czemu napisałaś właśnie do mnie:-) widocznie tam do góry był dla nas plan, zobaczymy co jeszcze przyniesie życie :-) myślę że samo dobro... (Mam taką nadzieję:-)) uściski Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Kasiu! Wtedy śledziłam rubrykę urodzeniową i o ile pamiętam tam znalazłam Karolinkę :)
      Cieszę się, że tak się wszystko poukładało. Koniecznie muszę zadzwonić. Buziaki!

      Usuń
  2. Piękny wpis :) ja na swojej ulicy mieszkam od urodzenia, niestety mieszkańców na niej ubywa. Należe do osób które niestety mają trudności w nawiązywaniu nowych znajomości, ale mam też przykre doświadczenia z ludzmi których nazywałam przyjaciółmi a którzy się ode mnie odwrócili. Pewnie była to moja wina (mam ciężki charakter) ale jakoś się z tym pogodziłam. Miałam przyjemność Cię poznać, nawet chwilkę porozmawiałyśmy ale było to dawno temu. Ja tam bym raczej zapytała jak Ty to robisz że masz dwóch synów, cały dom na głowie i potrafisz chłopakom poświęcić dużo uwagi. Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć:) od dawna systematycznie śledzę Twojego bloga i z zachwytem przyglądam się Twojej kuchni i wypiekom, czytam zachłannie recenzje książek i gier i często korzystam z Twoich podpowiedzi. Podziwiam Twoją dbałość o szczegóły i sposób wychowania dzieci. Sama uwielbiam gotować i zajmować się wnętrzami, wiecznie coś przerabiając. Też uwielbiam spotkania z ludźmi, ale tu mam jednak mały problem. Mianowicie czas. Pozostają mi weekendy, które rozdzielamy między rodzinę i znajomych i zawsze żałujemy, że nie mamy więcej wolnego. Los sprawił, że od 4 lat mieszkamy w innym mieście (35 km dalej), ale nadal pracujemy w naszym mieście rodzinnym (Poznaniu), co oznacza pobudki o 5, wyjazd o 6 z domu, by na 7 zdążyć do pracy, rozwożąc po drodze syna do szkoły (chodzi do mojej dawnej podstawówki, koło dziadków, którzy pomimo tego, że pracują, pomagają go odbierać i zaprowadzać, a niedługo sam będzie mógł z kluczem wracać do ich domu) i córkę do przedszkola (przedszkole zaczęli wcześnie, w wieku 2,5 lat i nie chcieliśmy im go zmieniać, bo jest rewelacyjne!). W miejscu zamieszkania nie mamy bowiem nikogo, a świetlica jest krótko otwarta, przedszkole też i nie zdążylibyśmy wrócić z pracy po dzieci. Potem całą czwórką się odbieramy i to już trochę trwa, są korki itd. Po powrocie do domu chodzimy na basen, synek na plastykę w domu kultury, którą uwielbia. Ja na kurs językowy i zajęcia z fotografii. Na zmianę z mężem próbujemy dbać o formę, chodząc na siłownię/zumbę/basen. Zatem spotykamy się właśnie w weekendy i piątki. Bardzo lubię swoje życie, w którym się tak dużo dzieje i widzę, że mój synek ma to po mnie i chętnie jeszcze w coś by się zaangażował;) Ale co za dużo, to niezdrowo. Marzy mi się jednak praca freelancera, żeby móc godziny pracy ustalać bardziej elastycznie i dostosowywać je do dzieci. Chętnie bym zaprosiła kolegów/koleżanki moich dzieci, ale nie znając się, nikt z rodziców nie będzie chciał pokonywać 35 km! Urodziny urządziłam synkowi w mieszkaniu dziadków. Z kolei w przedszkolu był zapraszany na urodziny organizowane przez kolegów nie w domu, a na placach zabaw.Nie ma tu miejsca na spontaniczne odwiedziny, ponieważ sporo dzieci siedzi w świetlicy, ja też nie odbieram synka, bo siedzę w pracy, więc za bardzo nie mamy kontaktu z innymi rodzicami. Ale naprawdę cieszę się moim życiem, które tak wygląda częściowo z mojego wyboru, a częściowo Opatrzność tak zadecydowała i dlatego bardzo chętnie co weekend się spotykamy:)
    Przepraszam za tak długi komentarz... Ale chyba musiałam się wygadać;) Czekam niecierpliwie na kolejne wpisy i pozdrawiam serdecznie! Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,ja również śledzę systematycznie Twojego bloga od kilku dobrych miesięcy..Zawsze oglądam z zachwytem Twoje zdjęcia,czytam wpisy, opowieści, recencje itp. Pierwszy raz piszę komentarz...w sumie to w ogóle pierwszy raz komentuję jakikolwiek blog/wpis w internecie.Bardzo mi imponujesz jako kobieta, żona i matka dwóch wspaniałych chłopców. Ja matką jeszcze nie jestem, choć bym bardzo chciała. Czytając Twoje wpisy, czuję że jesteś ciepłą, dobrą i wrażliwą osóbką :) Dziękuję Ci za Twojego bloga, bo spośród wielu, wielu innych - właśnie Twój sprawia że chce być lepszą osobą, zwracającą uwagę na drobne, małe rzeczy - a nie ciągle gdzieś biegnącą, zalataną i bez czasu na własne przemyślenia! Bez czasu dla siebie...Ten blog pozwala mi zapomnieć, zwolnić ten bieg, zatrzymać się i...inspirować. Starać się być.Tu i teraz. Po prostu. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy :) Słoneczne pozdrowienia! M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy czytam Twój wpis to mam łzy w oczach. Widzę moją Córkę jak urządza swoim dzieciom urodzinki,pieką ciasteczka, robią różne piękne rzeczy zapraszają koleżanki i kolegów to wiem ze moje wnuki miały najcudowniejszą mamę a ja córkę. Niestety Pan Bóg zabrał ją miesiąc temu i moje wnuki mogą Ją tylko wspominać i cieszyć się że byla ich Mamą. Dziś czekam na nich z utęsknieniem bo mieszkamy daleko od siebie i mimo ze chciałabym aby byli ze mną zawsze to wiem ze mają jeszcze kochanego Tatę który mi ich nie odda. Pozdrawiam i zapewniam ze jestem najwierniejszą podczytywaczka choc nie zabieram tu glosu bo jako babcia mogę tylko być obserwatorką. Malgosia

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się wydaje że przyciągasz ludzi dobrą energią,masz w sobie takie światełko..Ewa z Wrocławia.

    OdpowiedzUsuń
  7. :}

    Uwielbiam Was! Jaka z Ciebie ciepła osoba jest! Dusza człowiek!

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękna i inspirująca opowieść. Jesteś zdecydowanie w gronie kapłanek :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Iza, Ty wiesz jak to wygląda u nas ;)
    Jakiś czas temu narzekałam, że niektóre znajomości ,,umarły,, Po części to moja wina, branża w której się obracałam rządzi się swoimi prawami. Zresztą jest takie powiedzenie że ,,jeśli ktoś przestaje być Twoim przyjacielem, to znaczy że nigdy tak naprawdę niem nie był,,
    Najważniejsze to umieć się otworzyć na drugiego człowieka...okoliczności znajda się zawsze.
    Sama ostatnio mam wiele takich okazji by się o tym przekonać ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. 😙😚😘😍😊dokładnie tak... tak sie to dzieje... wystarczy chcieć i dać krok do przodu... podróże kształcą, a znajomości dodają odwagi;) . Dziękuję że jesteś, że masz tego bloga, że jesteś 😙

    OdpowiedzUsuń
  11. Izunia! Piękny wpis! Pięknyyyy.... Z wielkim uśmiechem wspominam czas sprzed lat, o którym piszesz...
    Odezwij się jak będziesz u mamy! Koniecznie musimy wypić kawkę! <3 Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Iza, dziękuję za ten osobisty wpis. Daje dużo do myślenia. Wiesz, bardzo Cię podziwiam i też uważam, że masz jakiś wewnętrzny dar, że bije od Ciebie niesamowita energia i ciepło, dzięki którym zjednujesz sobie ludzi. Kiedyś proponowałaś, żebym zaczęła pisać bloga. Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłam? Bo boję się krytyki... Bo nie chcę tracić czasu, który mogę poświęcić dla dzieci, na odpoczynek czy po prostu sen... Cieszę się, że Ty znajdujesz czas i siły na pisanie bloga, że dzielisz się tu z nami swoim życiem. Jesteś ogromną inspiracją dla innych kobiet. Niewiele jest teraz takich kobiet. Dziękuję za tego bloga i pozdrawiam Cię serdecznie :)))))

    OdpowiedzUsuń