Od jakiegoś czasu pracujemy nad tym aby była ona lepsza, bogatsza, aby umacniała nas jako rodzinę. Mamy swoje postanowienia i każdy z nas bardziej się stara. Jak to dobrze, kiedy chęć zmiany wychodzi od wszystkich i każdy wkłada w te starania swoje serce. Czasem potrzebny jest deszcz, aby docenić słońce.
Dobrze jest coś robić razem, nawet te najdrobniejsze rzeczy, jak nakrywanie do stołu, czy mycie naczyń. Jakoś wtedy tak milej. Brudne naczynia szybciej znikają, obiad wychodzi lepszy niż się planowało, a nawet przy okazji obiadu od razu ciasto się chce zrobić, a nawet dwa.
U nas dziś ciasto marchewkowe wygrało głosowanie. Miło było po spacerze usiąść wspólnie przy stole, zjeść kawałek ciasta i napić się ciepłej kawy Inki z mlekiem :)
Cisto marchewkowe
Składniki:
3 jaja
1 szkl cukru
1 szkl mąki
2 szkl utartej marchwi na drobnych oczkach
1 łyżeczka: proszku do pieczenia, cynamonu, sody oczyszczonej i przyprawy do piernika
szczypta soli
3/4 szkl oleju
1/2 szkl bakalii posiekanych
Jaja + cukier zmiksować, stopniowo dodawać olej i po chwili mąkę. Na koniec dodać startą marchewkę wraz z sokiem, który powstał po starciu marchwii oraz bakalie. W mojej wersji jest bez bakalii bo dzieciaki nie lubią. Przelać do blachy o wymiarach 24 x 28. Ja piekłam w tortownicy.
Piec ok. 1 godz. w temp. 170-180 stopni. Po wystudzeniu polać lukrem. Dla mnie bardziej smakuje bez lukru.
Przepis podawałam już tutaj
Mamy takie miejsce, gdzie rosną dwa dęby. Jeden jeszcze mały, a drugi troszkę większy. W tym roku bardzo wiele żołędzi na nich, a ja po każdym spacerze, a właściwie bieganiu w tamtym miejscu przynosiłam do domu garść. Dziś wybraliśmy się tam aby pospacerować i przy okazji narwać więcej tych żołędzi. Przyznam, że dawno takich pięknych i w takiej ilości nie widziałam.
Dominik coraz mniej chętny do fotografowaniu. Tu zatrzymał się na chwilkę i pobiegł dalej.
Niko w przeciwieństwie do brata, lubi być fotografowany. Dziś na spacer założył nawet ulubiony sweterek z myślą, abym zrobiła mu w nim zdjęcie bo zaraz z niego wyrośnie.
A Wam jak minęła niedziela?
Patrząc na Waszą miłość, troskę, na piękno i świętość człowiekowi serce rośnie. Wiara w ludzi też :) czyste piękno! Boże piękno. Mam nadzieję że kiedyś przyjdzie nam spędzić chwilę razem bo ostatnie choć trudne dały mi siłę... Radość... Nasza niedziela w szpitalu z Jasiem. Ale radosna!piekna!
OdpowiedzUsuńIza, podoba mi się to stwierdzenie ,,pracujemy nad tym, aby niedziela nas umacniała,,
OdpowiedzUsuńTo ważne żeby poświęcić dla rodziny, chodź jeden dzień w tygodniu. Obiecałam sobie, że jeśli tylko spędzamy weekend w domu, przygotowujemy wspólny obiad. Jestem przekonana o tym że ,,stół jednoczy,, tym bardziej że zawsze brakuje czasu na wspólne celebracje.
p.s. U nasz podobnie- jesienny urodzaj. Kasztany aż proszą o to by je zbierać ...to chyba dlatego, że w tym roku takie deszczowe lato mieliśmy.
Pięknie napisane. Super ze tworzycie razem taka jedność pelna miłości. ;) tak właśnie byc powinno w kazdej rodzinie. Pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuńChwile zwątpienia i refleksji nachodzą chyba każdego, a jesień sprzyja melancholii.Ale to stan przejściowy, a nawet wskazany, bo nas paradoksalnie - rozwija. Pisz dalej, regularnie zaglądam, rzadko komentuję, ale to zmienię, bo miło, jak czytelnicy zostawiają swoje przemyślenia. Ciepło rodzinne, wiara, blog prowadzony z serca-takie miejsca lubię. Żadnych komercyjnych blogów, z których wyskakują na każdym kroku nachalne reklamy i posty sponsorowane. Poczytam o wszystkim i popodziwiam piękne zdjęcia, bo mnie motywują. Sama zalozylam niedawno bloga, mało kto o nim wie i nikt prawie nie komentuje, ale robię to na razie dla siebie. Najważniejsze to się rozwijać, inspirować, ale pozwalać sobie tez na chwilę zatrzymania i chwile tylko dla siebie samej, czego i Tobie życzę. Blog wspaniały! Serdeczności :-)!
OdpowiedzUsuńMmm... bardzo apetyczne - z przyjemnością kiedyś wypróbujemy przepis :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy ciepło :)
Dołączam do komentarzy dziewczyn. Ten blog to takie ciepłe, radosne miejsce w tym zabieganym życiu. Każdy gdzieś pędzi, ludzie nie mają czasu na głębsze relacje, nawet z własną rodziną. Ja też staram się, by choć weekend był dla nas wszystkim wyjątkowym czasem, by zrobić coś wspólnie. Wyprawa po kasztany i żołędzie, spacer do parku, robienie coś wspólnie to najpiękniejsze chwile i chcę, by dzieci zapamiętały je na całe życie. Przeczytałam ostatnio takie słowa: "Przecież człowiek, jak ma dzieci, to staje po prostu na głowie, żeby im nieba przychylić. Najlepsze, co możemy im dać, to szczęśliwe dzieciństwo. Potem już na wiele rzeczy nie będziemy mieli wpływu". To mi dało do myślenia i jeszcze bardziej się mobilizuję, bo czas biegnie jak szalony. Dzieci rosną i kiedyś wyfruną z domu. Dlatego trzeba ten czas wykorzystać jak najlepiej. Mikołaj ma 6 lat, Hania 3. Wróciłam do wpisów, gdy Twoje dzieci miały tyle samo lat. Wzruszyłam się jak chłopcy szybko urośli. Iza, jesteś najlepszą mamą na świecie. Cieszę się, że dzielisz się swoim życiem na blogu. Inspirujesz, pokazujesz jak stworzyć ciepły, przytulny dom, jak być kochającą mamą. Nic nie zmieniaj. Tak jest dobrze. Najważniejsze, żeby blog nie był dla Ciebie przykrym obowiązkiem, lecz przyjemnością. Ściskam Cię i życzę dużo siły na nowy rok szkolny :)))))
OdpowiedzUsuńOla
Uwielbiam do Was zaglądać Zaadoptujecie mnie chociaż na jedną niedzielę?
OdpowiedzUsuńTo ciepło, które bije - przyciąga i dlatego chce się tutaj wracać :)
OdpowiedzUsuńMarta
Wspaniała z was rodzina :) Serdeczne pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńCiacho wygląda pysznie - i chyba nie jest zbyt trudno go zrobić :) muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńPięknie rodzinnie spędzony czas :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia naprawdę świetne...a radość jaka z Was bije jest prawie namacalna :)
Najlepsze ciasto marchewkowe (przepis dokładnie jak ten, który podajesz) robiła Mama mojego Przyjaciela...polewała go...polewą zrobioną z podgrzanego w rozpuszczonym maśle serka homogenizowanego...PYCHOTA!!! :)
Moi domownicy całe lato upominali się o ciasto marchewkowe, ale ostatecznie doszliśmy do porozumienia, że jest to na tyle jesienno-zimowy smak (i zapach), że poczekamy do kolejnej pory roku i teraz czekamy na pieczenie jak na największe święto :) To chyba nasze ulubione ciasto. A co do niedziel w naszej rodzinie...hmm..u nas to trudna sprawa, ponieważ mąż pracuje także w niedziele i święta, ale każdy dzień, który ma wolny traktujemy właśnie jak taką niedzielę. Staramy się jak najwięcej czasu spędzić razem, to dla nas niezwykle cenny czas i każdego dnia obowiązkowo jemy wspólnie wszystkie posiłki przy stole:) Wbrew pozorom w tej kwestii system pracy męża bardzo nam to ułatwia :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń