Żegnamy wakcje. Chłopcy dwa dni spędzili ze swoim kuzynem Jaro. Wczoraj byliśmy na orliku pograć w piłkę nożną. W drodze powrotnej poszliśmy do piekarni po cieplutki, wyjęty z pieca chlebek. Pan zaprosił nas do środka i oprowadził po piekarni. To była miła wycieczka. Dzisiaj rano zaliczyliśmy dentystę i wyrwaliśmy kolejnego zęba dla Wróżki Zębowej, a później pojechaliśmy na wycieczkę rowerową. Marzyła mi się sesja zdjęciowa przy zwojach słomy i się udało.
Chłopcy bardzo chętnie pozowali i sami prosili o zdjęcia w różnych pozach:)
Na rowerach mieliśmy jechać na plac zabaw, ale chłopcy byli zgodni w tym, że ten naturalny słomiany plac zabaw podobał im się dużo bardziej.
Jutro już pierwszy września. Planujemy przeżyć ten dzień bez większych atrakcji, aby spokojnie przygotować się do nowego rozdziału w naszym życiu.
Pozdrawiam Was serdecznie!
sobota, 31 sierpnia 2013
czwartek, 29 sierpnia 2013
Kolorowe szaleństwo
Już wiosną planowałam, że tego lata odświeżymy ściany w salonie i przedpokoju. Podczas jednych zakupów w markecie budowlanym wpadła mi w oko rolka tapety w kolorowe wzorzyste pasy. Tapeta marzyła mi się już od dawna. Najlepiej różana z Cath Kidston i chociaż na jednej ścianie.
Tapeta, którą wybraliśmy od wejścia rzuca się w oczy i rozwesela miałe ściany. Musieliśmy się z nią dwa dni oswajać. Zaraz po położeniu jej na ścianie mąż zapytał mnie kiedy ją planujemy zerwać?
Teraz nam się podoba i odwiedzającym również.
Wszystkie ściany w salonie i przedpokoju pomalowaliśmy na biało, tylko jedna, na której wisiały ramki jest otapetowana.
Kiedy mój mąż malował ściany i sufity ja zajmowałam się przemalowywaniem mebli i ram.
Zaczęło się od taboretu i krzeseł, które dostaliśmy od rodziców. Po pierwszym krześle miałam dosyć malowania. Wcześniej malowałam tylko jakieś drobne rzeczy, a nigdy mebli. Po krzesłach od rodziców przemalowałam nasze stare ikeowskie krzesła na różowo i wtedy zaczęło się szaleństwo. Pod pędzel poszły ramy, ramki, komoda, stolik i meble z pokoju Dominisia. Do salonu musimy jeszcze kupić biały stół, ale jeszcze nie możemy się zdecydować jaki.
W pokoju Dominisia rozdzieliliśmy łózko piętrowe. Chłopcy teraz śpią w swoich pokojach. Dominisia łóżko i komodę przemalowałam na biało. Pod pędzel poszedł też jego regał na książki i pomalowałam go na jaśniutki niebieski.
Pokój Dominisia muszę obfotografować. Na koniec nasza bibioteczka, obok której na ścianie zawisł Anioł, którego dostałam kilka lat temu na Dzień Mamy od moich chłopaków.
A w biblioteczce książki Francine Rivers, chrześcijańskiej pisarki, którymi się ostatnio zaczytywałam - "Potęga nadziei" i "Potęga marzeń".
W sumie ponad tysiąc stron przeczytanych w cztery wieczory.
Ostatnio przeczytałam "Purpurową nić"- POLECAM, a teraz czytam "Ogród Leotty"
Na jesienne wieczory czekają te trzy.
W najbliższym czasie pewnie będzie przerwa w czytaniu dla przyjemności bo czekają nas nowe obowiązki i wczesne wstawanie:)
Pozdrawiam Was serdecznie!
wtorek, 27 sierpnia 2013
Letnia kuchnia
Tego lata moja kuchnia nie za wiele się zmieniła. Nawet zasłonki odświeżyłam i założyłam te same co wiosną. Jedyne co w kuchni się zmienia to kwiaty na stole. W ogródku mam ich niewiele, ale od czasu do czasu sąsiadka zostawia mi na ławce bukiet kwiatów. Sąsiadka jest już staruszką i bardzo przypomina mi moją ciocię, która mieszkała w małym domku, w moim rodzinnym mieście.
Takie kwiaty z łąki czy z ogródka są zdecydowanie moimi ulubionymi kwiatami.
W kuchni oczy moje cieszą również przybory emaliowane Nigelli. Przybory wiszą na razie na sznureczkach bo nie mam pomysłu jak je przymocować, żeby nie robić dziur w płytkach.
Na półeczkach pojawiły się również dwie nowe książki kucharskie, które dostaliśmy od męża kuzynki ze Stanów. Uwielbiam przeglądać te książki bo mają piękne zdjęcia i fajne pomysły, na przygotowanie słodkości. Kiedys obfotografuję je od środka.
Po powrocie z Warszawy jak tylko doszłam do siebie pamiętam, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to poszłam coś upiec. Były to muffinki waniliowe.
Latem chłopcom najbardziej smakują muffinki białe bez niczego, a my z mężem lubimy czekoladowe z serkową chmurką.
Ostatnio bardzo posmakował nam (mam na myśli mnie i męża) szpinak. Kupuję świeży i duszę go na masełku z ząbkiem rozmiażdżonego czosnku. Po podduszeniu blenduję go i dodaję ok. pół kubka śmietany 30%. Przyprawiam do smaku solą i pieprzem. Do tego dodaję ugotowany makaron i mieszam. Eksperymentując ze szpinakiem zrobiłam również zapiekankę z serem mozarella i pomidorkami koktajlowymi ale sam smakuje nam najbardziej.
Cieszę się, że podoba Wam się moje kuchnia i bardzo zaskoczyły mnie maile z pytaniem "co nowego w mojej kuchni?". Jak zajdą jakieś zmiany to z chęcią je zaprezentuję.
Tymczasem moja ulubiona półeczka na talerze, na której pojawił się ostatnio bukiet ze słonecznikami i nawłociami.
Wakacje u nas nadal intensywne. Zapraszamy gości, spotykamy się z rodziną i przyjaciółmi.
Powoli przygotowujemy się do rozpoczęcia roku szkolnego.
Wieczorami spędzam czas przy książkach Francine Rivers, której twórczość mnie zachwyca i staram się nadrobić zaległości na Waszych blogach.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Takie kwiaty z łąki czy z ogródka są zdecydowanie moimi ulubionymi kwiatami.
W kuchni oczy moje cieszą również przybory emaliowane Nigelli. Przybory wiszą na razie na sznureczkach bo nie mam pomysłu jak je przymocować, żeby nie robić dziur w płytkach.
Na półeczkach pojawiły się również dwie nowe książki kucharskie, które dostaliśmy od męża kuzynki ze Stanów. Uwielbiam przeglądać te książki bo mają piękne zdjęcia i fajne pomysły, na przygotowanie słodkości. Kiedys obfotografuję je od środka.
Po powrocie z Warszawy jak tylko doszłam do siebie pamiętam, że pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to poszłam coś upiec. Były to muffinki waniliowe.
Latem chłopcom najbardziej smakują muffinki białe bez niczego, a my z mężem lubimy czekoladowe z serkową chmurką.
Ostatnio bardzo posmakował nam (mam na myśli mnie i męża) szpinak. Kupuję świeży i duszę go na masełku z ząbkiem rozmiażdżonego czosnku. Po podduszeniu blenduję go i dodaję ok. pół kubka śmietany 30%. Przyprawiam do smaku solą i pieprzem. Do tego dodaję ugotowany makaron i mieszam. Eksperymentując ze szpinakiem zrobiłam również zapiekankę z serem mozarella i pomidorkami koktajlowymi ale sam smakuje nam najbardziej.
Cieszę się, że podoba Wam się moje kuchnia i bardzo zaskoczyły mnie maile z pytaniem "co nowego w mojej kuchni?". Jak zajdą jakieś zmiany to z chęcią je zaprezentuję.
Tymczasem moja ulubiona półeczka na talerze, na której pojawił się ostatnio bukiet ze słonecznikami i nawłociami.
Wakacje u nas nadal intensywne. Zapraszamy gości, spotykamy się z rodziną i przyjaciółmi.
Powoli przygotowujemy się do rozpoczęcia roku szkolnego.
Wieczorami spędzam czas przy książkach Francine Rivers, której twórczość mnie zachwyca i staram się nadrobić zaległości na Waszych blogach.
Pozdrawiam Was serdecznie!
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Tajemniczy ogród
Przez pierwszą połowę wakacji razem z Dominikiem odwiedzaliśmy regularnie "Tajemniczy ogród" z książki Frances Hodgson Burnett. Już od dawna planowałam ją na nowo przeczytać, tylko czekałam kiedy dzieciaki będą na tyle duże aby cierpliwie słuchać i coś zrozumieć.
W te wakacje był idealny moment. Chłopcy śpią teraz w osobnych pokojach i z Dominikiem mieliśmy wieczory z tą wspaniałą lekturą.
Dominik wiedząc, że będziemy czytać książkę szybciutko wskakiwał do łóżka po wieczornej toalecie i czekał na czytanie. Umówiliśmy się, że będziemy czytać jeden rozdział dziennie, ale czasem tak pochłaniała nas lektura, że czytałam trzy. Czasem Dominik już zasnął podczas czytania, a ja musiałam sobie doczytać, co działo się dalej. Innym razem to on nie mogąc się doczekać wieczoru wyciągał książkę w ciągu dnia i czytał sobie.
Książka opowiada historię Mary Lennox, która urodziła się w Indiach. Mama nie poświęcała jej czasu, przez co z dnia na dzień pod opieką niań wyrastała na małą kapryśną dziewczynkę.
Epidemia choery, która rozszalała się w Indiach zabrała Mary rodziców i nianię. Dziewczynka trafia do swojego wujka w Anglii, do domu na wrzosowiskach.
Tam poznaje dwóch chłopców Colina i Dicka, z którymi łączy ich wspólna przygoda, tajemnica.
Każde z dzieci ma inny charakter, ale dzięki przyjaźni w książce oberwujemy ogromną ich przemianę.
Książka Wydawnictwa Skrzat posiada piękne ilustracje, które ogromnie mi się spodobały. Zwłaszcza te rysunki kwiatów i ich króciutkie opisy przed każdym nowym rozdziałem.
Dominikowi książka podobała się ogromnie. Z wielkim zaciekawieniem słuchał nawet opisów ogrodu, co bałam się że nie będzie go interesowało. Po kilku spotkaniach z lekturą zamarzył aby mieć taki sekretny ogród. Kiedy pewnego dnia kopałam w naszym maleńkim ogródku Dominik przybiegł ze starym kluczem, ukrył go w grządce i bawił się, że znalazł klucz do tajemniczego ogrodu. Później biegał po podwórku i nadsłuchiwał odgłosów ptaszka, który zaprowadziłby go do ukrytej furtki.
Kiedyś wymienił mi kwiaty jakie chciałby mieć w ogródku i zdziwiłam się, że zapamiętał ich nazwy.
Dla mnie jest radością wielką, że książka wywołała tyle emocji w Dominiku. Podczas czytania rozmawialiśmy o zachowaniach bohaterów i miło mi było słuchać jego ciekawych spostrzerzeń.
Ja też jestem po raz kolejny zachwycona tą lekturą i serdecznie ją polecam.
Książka do kupienia TUTAJ
Ilustracje: Alicja Rybicka
Oprawa: twarda
Ilość stron: 320
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Skrzat
W te wakacje był idealny moment. Chłopcy śpią teraz w osobnych pokojach i z Dominikiem mieliśmy wieczory z tą wspaniałą lekturą.
Dominik wiedząc, że będziemy czytać książkę szybciutko wskakiwał do łóżka po wieczornej toalecie i czekał na czytanie. Umówiliśmy się, że będziemy czytać jeden rozdział dziennie, ale czasem tak pochłaniała nas lektura, że czytałam trzy. Czasem Dominik już zasnął podczas czytania, a ja musiałam sobie doczytać, co działo się dalej. Innym razem to on nie mogąc się doczekać wieczoru wyciągał książkę w ciągu dnia i czytał sobie.
Książka opowiada historię Mary Lennox, która urodziła się w Indiach. Mama nie poświęcała jej czasu, przez co z dnia na dzień pod opieką niań wyrastała na małą kapryśną dziewczynkę.
Epidemia choery, która rozszalała się w Indiach zabrała Mary rodziców i nianię. Dziewczynka trafia do swojego wujka w Anglii, do domu na wrzosowiskach.
Tam poznaje dwóch chłopców Colina i Dicka, z którymi łączy ich wspólna przygoda, tajemnica.
Każde z dzieci ma inny charakter, ale dzięki przyjaźni w książce oberwujemy ogromną ich przemianę.
Książka Wydawnictwa Skrzat posiada piękne ilustracje, które ogromnie mi się spodobały. Zwłaszcza te rysunki kwiatów i ich króciutkie opisy przed każdym nowym rozdziałem.
Dominikowi książka podobała się ogromnie. Z wielkim zaciekawieniem słuchał nawet opisów ogrodu, co bałam się że nie będzie go interesowało. Po kilku spotkaniach z lekturą zamarzył aby mieć taki sekretny ogród. Kiedy pewnego dnia kopałam w naszym maleńkim ogródku Dominik przybiegł ze starym kluczem, ukrył go w grządce i bawił się, że znalazł klucz do tajemniczego ogrodu. Później biegał po podwórku i nadsłuchiwał odgłosów ptaszka, który zaprowadziłby go do ukrytej furtki.
Kiedyś wymienił mi kwiaty jakie chciałby mieć w ogródku i zdziwiłam się, że zapamiętał ich nazwy.
Dla mnie jest radością wielką, że książka wywołała tyle emocji w Dominiku. Podczas czytania rozmawialiśmy o zachowaniach bohaterów i miło mi było słuchać jego ciekawych spostrzerzeń.
Ja też jestem po raz kolejny zachwycona tą lekturą i serdecznie ją polecam.
Książka do kupienia TUTAJ
Ilustracje: Alicja Rybicka
Oprawa: twarda
Ilość stron: 320
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Skrzat
czwartek, 15 sierpnia 2013
Wakacyjny sierpień
Kochani dziękuję Wam za przemiłe komentarze i życzenia urodzinowe. Cieszę się, że wróciłam do blogowego świata bo bardzo się za Wami stęskniłam. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się nadrobić trochę zaległości na Waszych blogach.
Przygotowanie tego wpisu zajęło mi bardzo dużo czasu. Zastanawiałam się czy nie podzielić go na kilka, ale już nowe pomysły wpisów czekają, a zwłaszcza wrażenia książkowe:)
Początek sierpnia był dla nas bardzo aktywny. Moja blogowa przyjaciółka Sylwia, o której już kiedyś wspominałam, zaprosiła nas do siebie do Bielska. Zaplanowała dla naszych rodzin współną wyprawę w góry. Wybraliśmy się do niej w piątek. Gdy pomyślałam o Bielsku i o tym, że umówiłyśmy się na popołudnie chciałam wykorzystać dopołudniowy czas i przebytą drogę na inne spotkania.
Od dawna planowałyśmy spotkać się i poznać z Madzią z bloga Zapach Wspomnień, a ponieważ mieszka po drodze umówiłyśmy na spotkanie.
Madzia przyjęła nas bardzo radośnie i serdecznie.
W jej domu czuliśmy się wspaniale. Madzia ugościła nas i poczęstowała swoimi przepysznymi ciasteczkami, które dostaliśmy na drogę, oraz smakowitym ciastem.
Miło było odpocząć na ich przepięknym tarasie, a w domu zachwycałam się każdym zakątkiem.
Mój mąż też był zachwycony i bardzo dobrze czuł się w domu Madzi i jej wesołej rodzinki.
Chłopcy mieli też okazję osobiście poznać Franka do któego kiedyś pisali listy.
To było fantastyczne spotkanie, za które bardzo dziękujemy i zapraszamy do nas!
Później pojechaliśmy do Pszczyny, gdzie spotkaliśmy się z Michaliną i jej córeczką Elizą. Z Michaliną mieszkałyśmy razem w wynajmowanym pokoju, w czasie studiów.
Michalina z mężem otwarła w Pszczynie cudowne miejsce o nazwie Czekolada Cafe. Od samego progu byłam zauroczona tym miejscem.
Michalina jest artyską i ma wspaniałe wyczucie smaku. Lokal jest cudownie urządzony i panuje w nim ciepła atmosfera.
W Czekolada Cafe nie piliśmy co prawda ani kawy, ani czekolady, ale w tym upalnym dniu chłodziliśmy się pysznymi deserami lodowymi, które były ogromne.
Chłopcy również zachwyceni tym miejscem. Dominiś od razu chciał potrzymać małą Elizę, a później nie chciał ją oddać:)
W Czekolada Cafe jest również sklepik, w którym można kupić przepyszne herbaty i ceramikę Bolesławiec. Mąż kupił mi na pamiątkę śliczny bolesławski dzwoneczek.
Polecam Wam to miejsce z czystym sumieniem.
Czekolada Cafe
Pszczyna ul. Piastowska 3
Ostatnim punktem w tym dniu były odwiedziny u Sylwii.
Z Sylwią, Pitrem, Zosią i Hanią spędziliśmy 3 przemiłe dni. Chłopcy bardzo nie mogli się doczekać tego spotkania.
Już dawno nie spali poza domem, a dla Nikusia miała to być pierwsza wyprawa w góry.
Dzieciaki się wyspały, a po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Atrakcją byla przejażdżka autobusami, wjazd kolejką na Szyndzielni i cała wyprawa:)
Droga w góry do schroniska była długa i wyczerpująca. Ja uwielbiam spacery, ale wielbicielką góskich wędrówek nie jestem i nigdy nie byłam. Nikuś normalnie ma problemy, żeby dojść na nogach do sklepu bez marudzenia, że bolą go nogi a tu szedł. Dzieciaki się nawzajem motywowały, dla nas zresztą też były OGROMNĄ motywacją.
Szliśmy spokojnym spacerowym krokiem. Była z nami również Czika pies Zosi i Hani.
Po drodze dzieciaki zbierały jagody i zrobiliśmy sobie piknikowy przystanek.
Najwspanialszy moment to ten, w którym dotarliśmy do schroniska Błatnia.
Radość ogromna!
Byliśmy padnięci i nie chcieliśmy nawet słyszeć o ognisku, które zaplanował dla nas Piotr. Dzieciaki przed 19 były już w piżamach ale do 20 się zregenerowały i z chęcią poszły przygotowywać ognisko.
Dołączyły do nas inne dzieci i było bardzo wesoło, a upieczone na ogniu kiełbaski smakowały wyśmienicie!
W schronisku dzieciaki bardzo się wyspały. Rano na myśl, o drodze powrotnej chciało mi się płakać. Na początku szło się bardzo przyjemnie, ale gdy doszliśmy do stromego zejścia po którym nogi się ślizgały nie było już tak fajnie i wesoło.
Miałam ochotę tam zostać na górze. Na szczęście udało się zejść i wszyscy odczuliśmy ulgę.
A po zejściu mimo, że droga była jeszcze daleka, szło się przyjemnie. Zatrzymaliśmy się przy małym strumyku, gdzie mieliśmy przerwę i mogliśmy się schłodzić w lodowatej wodzie.
Jestem pod wrażeniem, że Dominik na swoich nóżkach przeszedł tyle kilometrów. To była wspaniała wyprawa, podczas której mogliśmy zmagać się ze swoimi słabościami. Byłam z nas dumna.
Sylwuniu dziękujemy Wam za gościnę, otwarty dom i serce. Dziękujemy za tak wsaniałe przygotowanie całej wyprawy i za zabranie mnie do tego cudownego sklepu z tkaninami, o którym jeszcze napiszę:)
Do domu wróciliśmy późnym wieczorem w niedzielę.
Pod koniec lipca napisała do mnie kuzynka mojego męża, która mieszka w Stanach, a z którą się przyjaźnie i często do siebie piszemy maile. Odwiedziła nas dwa lata temu o podobnej porze i napisała, że przyjeżdża na kilka dnie do Polski i może się z nami spotkać, ale w Warszawie.
Wyjazd do Warszawy planowaliśmy od kilku lat.
Aż wstyd się przyznać, ale do tej pory nie miałam okazji być w stolicy.
Postanowiliśmy, że wybierzemy się na to spotkanie i będą to takie nasze wakacje. Moja przyjaciółka Julia, z którą chodziłam do liceum, a o której pisałam w ostatnim poście udostępniła nam swoje podwarszawskie mieszkanie, które mieliśmy do swojej dyspozycji. Zaplanowaliśmy na te dwa dni mnóstwo punktów do zwiedzania. Z dwóch dni zrobiły nam się cztery dni zwiedzania Warszawy. Wydawać by się mogło, że to dużo na zwiedzenie jednego miasta, ale z dwójką małych dzieci i z poruszaniem się środkami komunikacji miejskiej wcale nie było to tak dużo.
Pierwszym punktem w Warszawie było spotkanie z Elizabeth.
Spacerowaliśmy z nią po Starym Mieście, spędziliśmy czas pod Warszawską Syrenką, która była punktem obowiązkowym i odpoczywaliśmy w kawiarni A.Blikle na Nowym Świecie.
Do mieszkania wróciliśmy bardzo późno, a już od rana wyruszyliśmy na kolejne zwiedzanie, którego pierwszym punktem był Stadion Narodowy.
Na stadionie mieliśmy Panią Przewodniczkę, która oprowadziła na po trybunach, szatniach, pomieszczeniach podziemnych i salach konferencyjnych.
Chłopcy byli pod ogromnym wrażeniem i bardzo się cieszyli z tej wyprawy.
Podczas zwiedzania przemieszczaliśmy się autobusami, tramwajami i metrem. To również było wspaniałą przygodą, bo chłopcy nie często mają okazję przejechać się autobusem czy tramwajem, nie mówiąc już o metrze, którym jechali po raz pierwszy w życiu. Ja jechałam paryskim metrem kilkanaście lat temu i dla mnie rónież było to wtedy duże przeżycie.
Odwiedziliśmy również Centrum Nauk Kopernik, w którym spędziliśmy ponad 6 godzin. Dzieciaki nie chciały z tamtąd wychodzić bo co krok czekały ich nowe doświadczenia i atrakcje.
To był nasz punkt obowiązkowy.!
W Centrum Nauk Kopernik odwiedziliśmy również Planetarium.
Byliśmy na filmie "Tajemnica kartonowej rakiety". Dominiś z Planetarium wyszedł z wypiekami na twarzy, bo bardzo mu się podobało.
Do Centrum dobrze jest zabrać dzieciom ubranie na zmianę, bo wszystko można dotknąć i zobaczyć, a wielką atrakcją były doświadczenia wodne, w których aktywnie brali udział.
W jednym z pomieszczeń odbywał się Teatr Wysokich Napięć, w któym brałam czynny udział :)
Po dniu pełnym wrażeń w Centrum byliśmy bardzo zmęczeni, ale wybraliśmy się jeszcze do Pałacu Kultury i Nauki i wiechaliśmy tam na 30 piętro, z którego podziwialiśmy piękne widoki.
Ostatniego dnia wybraliśmy się do Łazienek. Spacerowaliśmy alejkami i płynęliśmy gondolą przy Pałacu na Wodzie.
Później pojechaliśmy do Zamku Królewskiego, którego zwiedzanie przełożyliśmy na następny raz, bo chcieliśmy jeszcze zdążyć do Muzeum Powstania Warszawskiego. Jadąc tam w autobusie widziałam reklamę książki Joanny Papuzińskiej "Mój tato szczęściarz" i to dodatkowo spowodowało, że nie mogliśmy pominąć tego miejsca.
Podczas zwiedzania Muzem Dominiś zadawał mnóstwo pytań. Chłopcom podobała się Sala Małego Powstańca, w której słuchali przez słuchawki powstańczych opowieści.
Na miejscu udało nam się również kupić reklamowaną książkę oraz książkę Michała Rusinka "Zaklęcie na "w"."w cenie przygotowanej specjalnie dla tego miejsca.
Bardzo się cieszymy z tej wyprawy i miło ją wspominamy. Zwiedzając ją często przychodziły mi do głowy słowa wiersza, którego Dominik uczył się w zerówce. Wtedy zastanawiałam się jakie będą moje wrażenie po odwiedzinach w stolicy. Dziś mogę stwierdzić, że zgadzam się ze słowami poety Juliana Tuwima.
Warszawa
Jaka wielka jest Warszawa!
Ile domów, ile ludzi!
Ile dumy i radości
W sercach nam stolica budzi!
Ile ulic, szkół, ogrodów,
Placów, sklepów, ruchu, gwaru,
Kin, teatrów, samochodów
I spacerów, i obszaru!
Aż się stara Wisła cieszy,
Że stolica tak urosła,
Bo pamięta ją maleńką,
A dziś taka jest dorosła.
Przygotowanie tego wpisu zajęło mi bardzo dużo czasu. Zastanawiałam się czy nie podzielić go na kilka, ale już nowe pomysły wpisów czekają, a zwłaszcza wrażenia książkowe:)
Początek sierpnia był dla nas bardzo aktywny. Moja blogowa przyjaciółka Sylwia, o której już kiedyś wspominałam, zaprosiła nas do siebie do Bielska. Zaplanowała dla naszych rodzin współną wyprawę w góry. Wybraliśmy się do niej w piątek. Gdy pomyślałam o Bielsku i o tym, że umówiłyśmy się na popołudnie chciałam wykorzystać dopołudniowy czas i przebytą drogę na inne spotkania.
Od dawna planowałyśmy spotkać się i poznać z Madzią z bloga Zapach Wspomnień, a ponieważ mieszka po drodze umówiłyśmy na spotkanie.
Madzia przyjęła nas bardzo radośnie i serdecznie.
W jej domu czuliśmy się wspaniale. Madzia ugościła nas i poczęstowała swoimi przepysznymi ciasteczkami, które dostaliśmy na drogę, oraz smakowitym ciastem.
Miło było odpocząć na ich przepięknym tarasie, a w domu zachwycałam się każdym zakątkiem.
Mój mąż też był zachwycony i bardzo dobrze czuł się w domu Madzi i jej wesołej rodzinki.
Chłopcy mieli też okazję osobiście poznać Franka do któego kiedyś pisali listy.
To było fantastyczne spotkanie, za które bardzo dziękujemy i zapraszamy do nas!
Później pojechaliśmy do Pszczyny, gdzie spotkaliśmy się z Michaliną i jej córeczką Elizą. Z Michaliną mieszkałyśmy razem w wynajmowanym pokoju, w czasie studiów.
Michalina z mężem otwarła w Pszczynie cudowne miejsce o nazwie Czekolada Cafe. Od samego progu byłam zauroczona tym miejscem.
Michalina jest artyską i ma wspaniałe wyczucie smaku. Lokal jest cudownie urządzony i panuje w nim ciepła atmosfera.
W Czekolada Cafe nie piliśmy co prawda ani kawy, ani czekolady, ale w tym upalnym dniu chłodziliśmy się pysznymi deserami lodowymi, które były ogromne.
Chłopcy również zachwyceni tym miejscem. Dominiś od razu chciał potrzymać małą Elizę, a później nie chciał ją oddać:)
W Czekolada Cafe jest również sklepik, w którym można kupić przepyszne herbaty i ceramikę Bolesławiec. Mąż kupił mi na pamiątkę śliczny bolesławski dzwoneczek.
Polecam Wam to miejsce z czystym sumieniem.
Czekolada Cafe
Pszczyna ul. Piastowska 3
Ostatnim punktem w tym dniu były odwiedziny u Sylwii.
Z Sylwią, Pitrem, Zosią i Hanią spędziliśmy 3 przemiłe dni. Chłopcy bardzo nie mogli się doczekać tego spotkania.
Już dawno nie spali poza domem, a dla Nikusia miała to być pierwsza wyprawa w góry.
Dzieciaki się wyspały, a po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Atrakcją byla przejażdżka autobusami, wjazd kolejką na Szyndzielni i cała wyprawa:)
Droga w góry do schroniska była długa i wyczerpująca. Ja uwielbiam spacery, ale wielbicielką góskich wędrówek nie jestem i nigdy nie byłam. Nikuś normalnie ma problemy, żeby dojść na nogach do sklepu bez marudzenia, że bolą go nogi a tu szedł. Dzieciaki się nawzajem motywowały, dla nas zresztą też były OGROMNĄ motywacją.
Szliśmy spokojnym spacerowym krokiem. Była z nami również Czika pies Zosi i Hani.
Po drodze dzieciaki zbierały jagody i zrobiliśmy sobie piknikowy przystanek.
Najwspanialszy moment to ten, w którym dotarliśmy do schroniska Błatnia.
Radość ogromna!
Byliśmy padnięci i nie chcieliśmy nawet słyszeć o ognisku, które zaplanował dla nas Piotr. Dzieciaki przed 19 były już w piżamach ale do 20 się zregenerowały i z chęcią poszły przygotowywać ognisko.
Dołączyły do nas inne dzieci i było bardzo wesoło, a upieczone na ogniu kiełbaski smakowały wyśmienicie!
W schronisku dzieciaki bardzo się wyspały. Rano na myśl, o drodze powrotnej chciało mi się płakać. Na początku szło się bardzo przyjemnie, ale gdy doszliśmy do stromego zejścia po którym nogi się ślizgały nie było już tak fajnie i wesoło.
Miałam ochotę tam zostać na górze. Na szczęście udało się zejść i wszyscy odczuliśmy ulgę.
A po zejściu mimo, że droga była jeszcze daleka, szło się przyjemnie. Zatrzymaliśmy się przy małym strumyku, gdzie mieliśmy przerwę i mogliśmy się schłodzić w lodowatej wodzie.
Jestem pod wrażeniem, że Dominik na swoich nóżkach przeszedł tyle kilometrów. To była wspaniała wyprawa, podczas której mogliśmy zmagać się ze swoimi słabościami. Byłam z nas dumna.
Sylwuniu dziękujemy Wam za gościnę, otwarty dom i serce. Dziękujemy za tak wsaniałe przygotowanie całej wyprawy i za zabranie mnie do tego cudownego sklepu z tkaninami, o którym jeszcze napiszę:)
Do domu wróciliśmy późnym wieczorem w niedzielę.
Pod koniec lipca napisała do mnie kuzynka mojego męża, która mieszka w Stanach, a z którą się przyjaźnie i często do siebie piszemy maile. Odwiedziła nas dwa lata temu o podobnej porze i napisała, że przyjeżdża na kilka dnie do Polski i może się z nami spotkać, ale w Warszawie.
Wyjazd do Warszawy planowaliśmy od kilku lat.
Aż wstyd się przyznać, ale do tej pory nie miałam okazji być w stolicy.
Postanowiliśmy, że wybierzemy się na to spotkanie i będą to takie nasze wakacje. Moja przyjaciółka Julia, z którą chodziłam do liceum, a o której pisałam w ostatnim poście udostępniła nam swoje podwarszawskie mieszkanie, które mieliśmy do swojej dyspozycji. Zaplanowaliśmy na te dwa dni mnóstwo punktów do zwiedzania. Z dwóch dni zrobiły nam się cztery dni zwiedzania Warszawy. Wydawać by się mogło, że to dużo na zwiedzenie jednego miasta, ale z dwójką małych dzieci i z poruszaniem się środkami komunikacji miejskiej wcale nie było to tak dużo.
Pierwszym punktem w Warszawie było spotkanie z Elizabeth.
Spacerowaliśmy z nią po Starym Mieście, spędziliśmy czas pod Warszawską Syrenką, która była punktem obowiązkowym i odpoczywaliśmy w kawiarni A.Blikle na Nowym Świecie.
Do mieszkania wróciliśmy bardzo późno, a już od rana wyruszyliśmy na kolejne zwiedzanie, którego pierwszym punktem był Stadion Narodowy.
Na stadionie mieliśmy Panią Przewodniczkę, która oprowadziła na po trybunach, szatniach, pomieszczeniach podziemnych i salach konferencyjnych.
Chłopcy byli pod ogromnym wrażeniem i bardzo się cieszyli z tej wyprawy.
Podczas zwiedzania przemieszczaliśmy się autobusami, tramwajami i metrem. To również było wspaniałą przygodą, bo chłopcy nie często mają okazję przejechać się autobusem czy tramwajem, nie mówiąc już o metrze, którym jechali po raz pierwszy w życiu. Ja jechałam paryskim metrem kilkanaście lat temu i dla mnie rónież było to wtedy duże przeżycie.
Odwiedziliśmy również Centrum Nauk Kopernik, w którym spędziliśmy ponad 6 godzin. Dzieciaki nie chciały z tamtąd wychodzić bo co krok czekały ich nowe doświadczenia i atrakcje.
To był nasz punkt obowiązkowy.!
W Centrum Nauk Kopernik odwiedziliśmy również Planetarium.
Byliśmy na filmie "Tajemnica kartonowej rakiety". Dominiś z Planetarium wyszedł z wypiekami na twarzy, bo bardzo mu się podobało.
Do Centrum dobrze jest zabrać dzieciom ubranie na zmianę, bo wszystko można dotknąć i zobaczyć, a wielką atrakcją były doświadczenia wodne, w których aktywnie brali udział.
W jednym z pomieszczeń odbywał się Teatr Wysokich Napięć, w któym brałam czynny udział :)
Po dniu pełnym wrażeń w Centrum byliśmy bardzo zmęczeni, ale wybraliśmy się jeszcze do Pałacu Kultury i Nauki i wiechaliśmy tam na 30 piętro, z którego podziwialiśmy piękne widoki.
Ostatniego dnia wybraliśmy się do Łazienek. Spacerowaliśmy alejkami i płynęliśmy gondolą przy Pałacu na Wodzie.
Później pojechaliśmy do Zamku Królewskiego, którego zwiedzanie przełożyliśmy na następny raz, bo chcieliśmy jeszcze zdążyć do Muzeum Powstania Warszawskiego. Jadąc tam w autobusie widziałam reklamę książki Joanny Papuzińskiej "Mój tato szczęściarz" i to dodatkowo spowodowało, że nie mogliśmy pominąć tego miejsca.
Podczas zwiedzania Muzem Dominiś zadawał mnóstwo pytań. Chłopcom podobała się Sala Małego Powstańca, w której słuchali przez słuchawki powstańczych opowieści.
Na miejscu udało nam się również kupić reklamowaną książkę oraz książkę Michała Rusinka "Zaklęcie na "w"."w cenie przygotowanej specjalnie dla tego miejsca.
Bardzo się cieszymy z tej wyprawy i miło ją wspominamy. Zwiedzając ją często przychodziły mi do głowy słowa wiersza, którego Dominik uczył się w zerówce. Wtedy zastanawiałam się jakie będą moje wrażenie po odwiedzinach w stolicy. Dziś mogę stwierdzić, że zgadzam się ze słowami poety Juliana Tuwima.
Warszawa
Jaka wielka jest Warszawa!
Ile domów, ile ludzi!
Ile dumy i radości
W sercach nam stolica budzi!
Ile ulic, szkół, ogrodów,
Placów, sklepów, ruchu, gwaru,
Kin, teatrów, samochodów
I spacerów, i obszaru!
Aż się stara Wisła cieszy,
Że stolica tak urosła,
Bo pamięta ją maleńką,
A dziś taka jest dorosła.