Witam się z Wami w ten niedzielny wieczór, z lutowymi kadrami.
Nasz luty obfitował bardziej w prostą codzienność niż ekscytujące wrażenia, ale to bardzo dobrze.
Luty rozpoczęliśmy chorobą i pobytem w domu. Był to bardzo dobry czas. Ktoś sprawił nam przemiłą niespodziankę. Dostałam piękne, białe róże, a Leoś zestaw małego lekarza, owoce i inne niespodzianki. Było to dla mnie bardzo wzruszające, gdyż niespodziankę tę sprawiła nam dziewczyna z Ukrainy ze swoim synkiem, z którym Leoś się zaprzyjaźnił.
Pamiętam,, ,że jak chodziłam do liceum mało kto je znał, a u nas latem bardzo często je się robiło w żeliwnym kociołku na ognisku. Lubię je robić o każdej porze roku w domu, w żeliwnym garnku lub na patelni pod przykryciem.
Taki okrzyk Leosia usłyszałam, gdy szykowałam coś w kuchni. Leoś ułożył zadowolony prostokąt z autek.
Oprócz walentynek, w pracy świętowaliśmy również Dzień kota oraz Dzień dinozaura.
W pracy z Dnia dinozaurów zrobił nam się dinozaurowy tydzień.
Nasza zdolna koleżanka zrobiła piniatę w kształcie dinozaura i na głowy takie kolczatki.
Były dinozaurowe prace plastyczne, zielone galaretki i piekliśmy szpinakowe babeczki.
Miesiąc zakończyliśmy świętowaniem urodzin Nikusia
Tradycyjnie co roku, zastanawiam się jak to możliwe, że już kolejne urodziny?
Jak zawsze piękne zdjęcia i dużo pokoju :). Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńJak miło się czytało.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, gdy docieram do końca Twojego posta, myślę - jak szkoda, że to już ... tyle rodzinnego, domowego ciepła wyziera z Twoich kadrów i słów. Dziękuję :) Zauroczyło mnie zdjęcie małego Człowieka w bibliotece :) A pieczonek zupełnie nie znam - chętnie poznałabym przepis!
OdpowiedzUsuń