Mam to szczęście, że jest ich kilka i buzia mi się uśmiecha, kiedy dostaję od nich wiadomość.
Kilka z nich napisało do mnie z prośbą o radę w pewnej kwestii i tak się zaczęło.
Jeden z maili bardzo mnie poruszył. Napisała do mnie babcia, która kiedyś była młodą energiczną mamą. Dość wcześnie wyszła za mąż. Pracowała na stanowisku urzędowym i kiedy urodziła pierwsze dziecko presja rodziny była tak silna, że po 3 miesiącach musiała wrócić do pracy. Nie było mowy o zostawieniu bezpiecznej posady, bo chętnych na to stanowisko było wiele. Maleńkim synkiem zajmowała się babcia. Podobnie było z córką, która urodziła się dwa lata później. Będąc w pracy obiecywała sobie, że po powrocie wynagrodzi dzieciom swoją nieobecność. Po powrocie do domu, zastawała najczęściej stos brudnych pieluch tetrowych, bałagan, bo babcia nie miała siły za każdym razem sprzątać po dzieciach i spragnione obecności mamy dzieci. Dla babci priorytetem było nakarmienie dzieci i tym głównie się zajmowała, czyli bieganiem z łyżeczką po mieszkaniu.
Stos pieluch był tak rażący, że zabawa musiała poczekać. Mama zajmowała się ogarnięciem domu, a dzieci z nudów rozwalaniem tego co zostało posprzątane. W każdej chwili mógł ktoś wpaść z wizytą, dlatego presja porządkowa była ogromna. Mama odrywała się od pracy, gdy dzieci płakały i trzeba im było znaleźć jakieś zajęcie. Gdy kończyła był wieczór i trzeba było kolację szykować, po kolacji posprzątać i umyć dzieci i położyć spać.
Soboty różniły się tym, że zamiast pracy do 16 były porządki od rana, a w niedzielę często ktoś wpadł z wizytą dla dzieci też było mało czasu. Jedynym czasem poświęconym głównie dzieciom były wakacje, bo co roku udawało się im wyjechać nad morze, jednak w ciągu tych dwóch tygodni nie dało się nadrobić całego roku.
Gdy dzieci były większe bawiły się same. Na szczęście na osiedlu było wielu rówieśników i miały towarzystwo. Zanim się obejrzała dzieci zaczynały studia. Gdy młodsza córka opuściła dom, mama dzieci została sama, bo mąż zmarł zbyt wcześnie. Wraz z tą samotnością zaczęła się wkradać depresja. Żałowała wtedy tego czasu kiedy dzieci były małe, że nie poświęciła im tyle ile potrzebowały, że ciągle myślała, że jeszcze zdąży- nie zdążyła i nadzieję zaczęła pokładać w wnukach.
Snuła plany, na to co będzie z nimi robić kiedy się urodzą. Pragnęła być dla nich lepszą babcią niż była mamą dla swoich dzieci. Miała nadzieję, że choć jedno z dzieci zamieszka z nimi w domu, który udało im się z mężem zbudować za pieniądze przez lata ciężko zarobione. To dawało jej nadzieję. Niestety dzieci mieszkają daleko i z wnukami, których teraz ma czworo widuje się bardzo rzadko.
Wtedy gdy dzieci były małe, brak czasu zwalała na pracę, ale tak naprawdę w dniu wolnym też nie potrafiła zagospodarować czasu tak aby mieć go dla dzieci. Teraz żałuje!
Żałuje teraz bardzo, że nie zdążyła być taką mamą jaką być pragnęła...
Żałuje, że nie zdążyła być bardziej obecną dla swojego męża, którego dziś już nie ma...
Żałuje, że nie zdążyła być bardziej obecną dla swoich dzieci, gdy były małe...
Żałuje, że nie może być taką babcią jaką marzyła, aby być
Tych żali może być mnóstwo. Na szczęście nie poddała się depresji. Potrafi świetnie obsługiwać komputer i stara się być aktywna. Kiedy tylko może odwiedza swoje wnuki i cieszy się każdą chwilą spędzoną z nimi i jak i swoimi dorosłymi dziećmi.
Nie ma na miejscu swoich wnuków, ale pomaga pewnej mamie z sąsiedztwa, a także mamom ze wspólnoty, do której należy zajmować się ich dziećmi, zwłaszcza wtedy, gdy te mamy nie mogą wziąć w pracy kolejnego wolnego, bo dziecko już drugi raz w miesiącu jest chore i w takim stanie nie może go odwieść do żłobka. Cieszę się, że odnajduje w tym radość i dzieli się nią oraz tym doświadczeniem.
Nie da się nadrobić straconego czasu, ale można się postarać, aby to życie, które mamy tu i teraz uczynić jak najpiękniejszym.
Łapię się na tym, że kiedy zaczyna się zima, myślę o wiośnie, kiedy zaczyna się wiosna, marzę o lecie, kiedy jest upalne lato chce się już szukać pierwszych oznak jesieni, a kiedy jesienią pada deszcz marzymy o świętach i śniegu.
Staram się żyć tu i teraz, choć czasem łapię się właśnie na takich pragnieniach. Gdy dziś wynosiłam zimowe płaszcze, już marzyłam o krótkich spodenkach.
Większość dnia spędziłam dziś na porządkowaniu szaf, chłopcy prosili, aby pójść z nimi na podwórko, ale byłam tak zajęta na strychu porządkowaniem kartonowych pudeł, że wysłałam ich samych. Szybko wrócili jednak do domu i stwierdzili, że mi pomogą, bo wtedy szybciej skończę i będę mogła się z nimi pobawić.
Dużo mi dziś pomogli i fajnie się nam razem pracowało. Z dumą pokazywali tatusiowi swoje uporządkowane szuflady z ubraniami i stos sparowanych skarpet.
Na szczęście udało się znaleźć czas na wspólną zabawę i czytanie. Wieczorem czekał mnie jeszcze stos prasowania i wtedy właśnie przypomniały mi się słowa mojej czytelniczki.
Wystarczy w ciągu dnie znaleźć czas na choćby jedną rzecz zrobioną wspólnie z dzieckiem (nie mam na myśli odrabiania lekcji). Podziwiam mamy, które potrafią przez pół dnia przebawić się ze swoimi dziećmi wcielając się w postaci bajkowe, misie, lalki czy autka. Ja na dłuższą metę tak nie potrafię. Lubię budować lego, ale już wcielać się w superbohaterów niekoniecznie:) Na szczęście mój mąż jest w tym świetny. Ja zdecydowanie bardziej wolę wspólne układanie puzzli, quizy, planszówki, pieczenie, budowanie, zabawy kreatywne i czytanie.
Ostatnio wspólnie robimy bransoletki z gumek. Siedzimy i robimy jedna za drugą, a zaczęło się od tych robionych na Dzień Kobiet. Chłopcy przypatrywali się jak robię na szydełku serwetki i stwierdzili, że robienie bransoletek jest bardziej skomplikowane i teraz chcieliby się nauczyć na szydełku robić. Ciekawe, czy wystarczy im zapału jak już zaczną się uczyć?
Cieszę się, że piszecie do mnie maile i dzielicie się w nich swoimi doświadczeniami.
Każdy z nich jest bardzo cenny. Na niektóre nie czuję się zbyt silna aby odpisywać z dobrymi radami, bo nigdy nie byłam dobra w doradzaniu. Nie zamierzam nikomu podawać recepty na szczęście, ale Wasze wiadomości są dla mnie umocnieniem, w moim dążeniu do szczęścia. Dziękuję Wam za to i z całego serca Wam również życzę SZCZĘŚCIA!
Dzięki Izuniu za ten wpis! Przeczytałam go o świcie i od razu lepiej zaczęłam dzień: ) Takie małe drobiazgi potrafią zmienić całe życie. Siedziemy z Hania chore w domu, do wczoraj czułam się bardzo źle i jedyne do czego byłam zdolna to czytanie książek ale dziś już jest lepiej więc wymyslimy coś fajnego do zabawy : ) Ściskam mocno Aga
OdpowiedzUsuńIzo...nie wiem co napisać..tak piękne słowa i przemyślenia,tak potrzebne...
OdpowiedzUsuńIzuniu, częściej takie motywujące wpisy powinnaś dawać. Żeby niektóre z nas zatrzymać i przypomnieć co jest ważne. Ja dziś po pracy obejrzę z Młodym nowy odcinek Scooby Doo - niby nic wielkiego, ale wiem, że on nie może się tego doczekać :)
OdpowiedzUsuńMojej znajomej rodzice, gdy urodziły się jej dzieci, postanowili sprzedać dom i przenieść się bliżej, aby pomagać przy wnukach. Można jak widać. Takich dziadków trzeba pogratulować :)
OdpowiedzUsuńWszyscy powinni się cieszyć zdrowymi dziećmi.... Uwierzcie, a wiem co piszę, życie potrafi zmienić się w jednej chwili. Nowotwór puka nie pytany a wtedy wszystko się zmienia... a moja mała ma przed sobą tak długie leczenie, a ja jestem bezsilna :''' Doceńcie zdrowie i te małe codzienne radości
Dzisiejsza BOHATERKA wpisu, owa Babcia...super, że znalazła swoje miejsce, że pomaga innym...mam nadzieję, że poczucie "żalu" za stracone chwile minie szybko.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis. Czasami jestem wyczerpana obowiązkami jakie biorę na swoje barki, ale WSPÓLNIE spędzony czas z dzieciakami, mężem, rodziną najważniejszy...to fakt bezsprzeczny.
pozdrawiam
Gdy czytałam twój wpis łzy wzruszenia popłynęły ..dziekuje pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIzo, kiedyś ktoś mi powiedział że,, lepiej być w ciągu dnia godzinę z dzieckiem , niż cały dzień obok dziecka,, Wiesz że większość dnia spędzam z Wojtkiem, to naturalna kolej rzeczy że zabawa przeplata się z obowiązkami, ale potrafię cieszyć się tymi wspólnymi chwilami... zwłaszcza że synek codziennie zaskakuje mnie czymś nowym. Dla Olci rezerwuję wieczory (młodszy brat stosunkowo wcześni idzie spać ) rozmawiamy, gramy, czasem wspólnie zagłębiamy się w swoich lekturach ....i czuje ze ten czas nie jest stracony. Mimo wszystko dziękuję Komuś za macierzyństwo z całym jego obliczem ...nie zawsze różowym ;)
OdpowiedzUsuńp.s. Gości podobnie ...uwielbiam przyjmować i już się cieszę na tą rodzinną Wielkanoc.
Dobrze że to napisałaś. Często z blogowych wpisów wyłania się oraz idylli, ale życie ma też swoje cienie, obowiązki, żale, smutki. Ja osobiście też dziękuję, bo ja jestem typem, który często narzeka i nie docenia tego, co ma.
OdpowiedzUsuńPiękny wpis... We wszystkim w życiu trzeba znaleźć równowagę i najważniejsze to nie żałować swoich decyzji... Myślę, że z wiekiem następuje pewne przewartościowanie w życiu, człowiek ma większą świadomość upływającego czasu i zbliżającego się odejścia, tym bardziej jeśli nieoczekiwanie, zbyt szybko, odchodzi ktoś bliski... myślę, że zawsze trzeba ufać, iż nie ma tego "złego" co by na dobre nie wyszło... w końcu nad wszystkim od początku do końca czuwa Bóg... w życiu podejmuje się wiele decyzji i nigdy nie wiadomo które będą najwłaściwsze... z Twojego opisu wnioskuję, że osoba która do Ciebie napisała wychowała dwóch dojrzałych wspaniałych synów, którzy teraz mają swoje rodziny, nie zatraciła również sensu życia i chęci pomagania innym, więc nie powinna być tak surowa względem siebie i swoich wyborów :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis dający do myślenia. Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo motywujący wpis - dziękuję za niego. Ja też czasem narzekam, denerwuję się, a przecież ten czas, który mogę teraz synkowi poświęcić nigdy nie wróci. Na szczęście mogę nie pracować i zajmować się Piotrusiem w domu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Babcia znalazła swoją rolę, życzę Jej wszystkiego dobrego :-*
Iza dziękuję Ci za ten wpis, bo pomógł mi on podjąć pewną, ważną decyzję!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Basia